Krakus w podróży: Iran (przewodnik cz. 1)

„Gdzie?!”, „Nie boicie się?”, „Co wy tam będziecie robić?” albo zwyczajnie, po swojsku: „Pop*** was?!”. To najczęściej powtarzające się pytania na wieść o planowanej wycieczce do Iranu. Faktycznie, destynacja wciąż jeszcze egzotyczna, choć bardziej dostępna, niżby się to mogło wydawać. Dla zainteresowanych krótki przewodnik po tym jak i po co wyjechać do Iranu.

Generalnie rzecz biorąc lubimy z A. podróżować. Nie, nie jesteśmy backpackersami i za takowych się nie uważamy. Moim zdaniem za bardzo lubimy się myć, spać i dobrze zjeść. Owszem, pewne backpackerskie przygody kilka razy nam się zdarzyły, jednak wycieczki wciąż traktujemy w kategoriach relaksu i dla ludzi nam podobnych będzie ten (a może i kolejne) przewodniki. Jeśli więc chcecie jechać w sposób mniej zorganizowany, ale w wciąż jeszcze wygodny, a waszym nadrzędnym celem jest relaks i święty spokój: czytajcie dalej.

Lot

Iran nie jest krajem najbliższym więc pierwszą rzeczą, o jaką wypada się zatroszczyć jest lot. Fruwają tam samoloty kilku linii: Aerofłot, Ukrainian Airlines, Aegan, Alitalia czy Turkish Airlines. Zdecydowaliśmy się na ofertę tych ostatnich, wyszukaną w pocie czoła przez SkyScanner. Dlaczego Turkish?

  1. Mam niezłe doświadczenia z tymi liniami, a podróże zawsze były komfortowe;
  2. Krótka przesiadka w Stambule, oszczędzająca nam kilkugodzinnego koczowania np. w Kijowie;
  3. Wygodny dojazd do Warszawy.

I choć Turkom nie zapłaciliśmy najmniej, to z wyboru do dziś jesteśmy bardzo zadowoleni. Podróż nie była specjalnie męcząca, a lądowanie o 4:00 rano w Teheranie pozwoliło w miarę przetrwać pierwszy dzień po czterogodzinnej drzemce w hotelu.

Wiza

O ile w przypadku rezerwacji lotu kontakt z Persami wam nie grozi, o tyle wyrabiając wizę będziecie go mieć aż nadto. Jak to zwykle bywa w krajach, które usilnie strzegą swoich tajemnic, nic nie jest proste. Musicie więc skontaktować się z którąś z agencji pośredniczących (np. iranviptour.com, którą szczerze polecam) i przelać kwotę 30 euro za zaproszenie, które oni załatwiają w ministerstwie. Dla Polaków jest to raczej formalność, no chyba, że jesteście lewicującymi dziennikarzami. Wtedy sugeruję nakłamać we wniosku.

Kiedy już otrzymacie informację o pozytywnym rozpatrzeniu prośby wysyłacie (albo zanosicie osobiście) komplet dokumentów do ambasady w Warszawie. Ten komplet dokumentów to: wniosek, zdjęcie, dowód ubezpieczenia (każde ubezpieczenie na świat wystarczy, my mieliśmy zwykłe ubezpieczenie AXA kupione online), dowód opłaty za postępowanie (50 euro), kopia strony ze zdjęciem z paszportu i sam paszport. Następnie jest już z górki i po jakiś 10 dniach odbieracie paszport z wizą jednokrotnego wjazdu na 14 dni.

Uwaga! Opcjonalnie możecie o wizę ubiegać się na lotnisku w Teheranie, czego szczerze nie polecam. Liczba osób koczujących pod okienkiem wizowym o 4 rano przywoływała skojarzenia z wyprzedażą sokowirówek w Lidlu.

Plan

Wiza i bilety są, to teraz pora na plan wycieczki. Zwykle w tym miejscu sięgamy po Lonely Planet i sprawdzamy co też tam wybrali do rozdziału TOP. Tym razem nie było tak komfortowo, ponieważ ostatnie wydanie przewodnika po Iranie datowane jest na rok 2012. To czasy kiedy nad Wisłą rządził duet Tusk – Komorowski, a mistrzostwo Polski w piłce nożnej zdobył Śląsk Wrocław (sic!). Ratowaliśmy się więc najbardziej aktualnym przewodnikiem po Iranie z wydawnictwa Bradt z 2017 roku, którego wielbicielom Lonely Planet nie polecamy, bo nie jest intuicyjny, a przydatnych map i praktycznych porad trzeba szukać z użyciem mikroskopu.

iran-faloodeh

Przeciętny przewodnik i wyjątkowo słodki deser faloodeh

Przejrzawszy więc polskie i światowe zasoby internetu doszliśmy do słusznego wniosku, że w 10 dni całego Iranu jednak nie zwiedzimy. Zdecydowaliśmy się więc na wyświechtaną trasę Teheran – Isfahan – Yazd – Persepolis – Shiraz. Z północy na południe przemieszczać mieliśmy się autobusami i samochodem (trasa Yazd – Shiraz), a wrócić samolotem egzotycznych linii Aseman Airlines do Teheranu. Łącznie daje to 1250 km lądem i 1000 km powietrzem.

Bilety i rezerwacje

Jeśli o tym nie wiecie to trzymajcie się mocno: w Iranie nie akceptują zagranicznych kart płatniczych. Co za tym idzie nie zrobicie tam również przelewu, ani nie kupicie sobie noclegów na booking.com. Wracamy więc do etapu, będącego hybrydą epoki cyfrowej z wczasami pod gruszą. Wyszukujemy hotele online, próbujemy przetłumaczyć co też tam w tych szlaczkach napisano, a finalnie dedukujemy który szlaczek to adres mailowy i wysyłamy zapytanie.

Po kilku godzinach przychodzi odpowiedź, że nasza rezerwacja jest potwierdzona i połowa mieszkańców Teheranu odlicza już dni do naszego przyjazdu. Czas jeszcze na drobne negocjacje cenowe, trwające kolejne dwa maile i wiecie, że przyzwoity nocleg dla dwóch osób w wymienionych wcześniej miastach oscyluje około 50 dolarów za noc. Da się taniej, ale spadek jakości jest znaczny i trzeba mieć tego świadomość.

Pro Tip: do Iranu lepiej zabierać dolary niż euro, a to z tego prostego względu, że często obie waluty są przeliczane w stosunku 1:1. Tak było na przykład w hotelach czy taksówkach, a ponieważ karty są bezużyteczne warto przemyśleć ilość gotówki, żeby nie zabrakło. Kraj jest coraz droższy i to również weźcie pod uwagę.

iran-car

Samochód produkcji irańskiej gdzieś między Yazd i Shiraz

Z biletami na samolot, autobus czy pociąg nie jest już tak różowo. Przede wszystkim, znów nie kupicie sobie tych biletów online bezpośrednio u operatorów. Co więcej, ani linie lotnicze, ani przedsiębiorstwa transportowe nie czują potrzeby przekładania rozkładów i swoich stron internetowych z Farsi na jakikolwiek język europejski. Żeby nie rezerwować w ciemno warto więc skorzystać z pośrednika i tu znów odsyłam do Puryi z iranviptour.com (iranviptour@gmail.com), który wszystko dla was załatwi, pobierając przy tym mniej niż 10% prowizji. Jeden bilet z Shiraz do Teheranu na pokładzie leciwego Fokkera Aseman Airlines kosztował nas 64 euro.

Chusta na głowę i portki do ziemi państwo abstynenci

Islamska Republika Iranu to kraj, w którym trzeba przestrzegać dosyć rygorystycznych zasad, jeśli chodzi o zachowanie i ubieranie. Na szczęście te najbardziej upierdliwe dotyczą kobiet, przez co A. stała się nieco marudna, bo ponoć gorąco pod obowiązkową chustą i fałdami materiału. Co do zasady: przykryte powinno być wszystko od kostek do szyi i nadgarstków, a na głowie panie winny nosić hidżab. Nie dajcie się jednak zwariować: Iranki ubierają się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Chusta na głowie coraz częściej pozostaje wyłącznie elementem symbolicznym, który więcej odkrywa niż zakrywa. Warto więc przemyśleć garderobę na czas wyjazdu, żeby nie gorszyć, ale też nie odstawać od zakutanych w Gucciego i Armaniego tubylców.

iran-hijab

W niektórych rejonach stroje bywają bardziej ortodoksyjne

Panowie mają łatwiej, bo granice przesunięto do t-shirta i długich spodni, które z kolei nie są zasadą, a raczej wyrazem dobrego smaku i stylu. Spotkaliśmy na naszej trasie tylko jednego człowieka w krótkich spodenkach i szybko okazało się, że to emerytowany Niemiec, który z pewnością zniósłby jeszcze jedno poważne irańskie ograniczenie: całkowity brak alkoholu.

Nie, nie ma dla turystów. Nie, nie ma w hotelach. Procenty znajdziecie wyłącznie u dilerów, a tego nie rekomendujemy, bo kary za posiadanie i spożycie bimbru z rodzynek bywają dotkliwe, zarówno finansowo jak i cieleśnie. Spotkaliśmy na naszej trasie delikwenta, który dwie puszki whisky z colą przypłacił srogim laniem po ekspresowym procesie, prowadzonym przez lokalnego mułłę.

Ograniczyć trzeba się więc do piw bezalkoholowych i… słodyczy, o czym w DRUGIEJ CZĘŚCI PRZEWODNIKA.