Sceptycznie odnoszę się do wszelkich kulinarnych promocji. Złe doświadczenia wiążą się przede wszystkim z ofertami w zakupach grupowych, które stanowią swoisty „pocałunek śmierci” dla ogłaszających się tam przybytków. Jeśli bowiem ktoś rozdaje efekty swojej pracy za pół darmo to oznacza, że albo te efekty nie są warte ceny pierwotnej, albo nie trafia w gust konsumentów. Tym razem postanowiłem się przełamać i skorzystałem z ciekawej promocji, oferowanej przez hiszpańską restaurację El Toro.
El Toro to ten sam lokal, który zajął miejsce po Horai przy Placu Wolnica. Promocja polegała na tym, że należało zarezerwować telefonicznie stolik, a następnie wypowiedzieć magiczne hasło przed złożeniem zamówienia. Dzięki tym dwóm zabiegom można było uzyskać zniżkę w wysokości 50% na wszystkie pozycje z menu. Informacje drobnym drukiem były takie, że promocja nie obejmowała napojów, a także menu tapas, które funkcjonuje obok głównego menu, a zamówienie przystawek odbywa się w dość dziwny sposób, przy użyciu karteczki i ołówka. Spotkanie zapoznawcze z El Toro miało zresztą miejsce kilka miesięcy temu. Tamtą wizytę wspominam z mieszanymi uczuciami. Kojarzy mi się przede wszystkim z niesłonymi kalmarami, które wyraźnie popsuły mi popołudnie. Z drugiej strony niewiele mamy hiszpańskich lokali w Stołecznym Królewskim, więc przyszedł czas żeby się z El Toro przeprosić, szczególnie, że w owa promocja zapowiadała się całkiem przyzwoicie.
Udaliśmy się w dwuosobowym składzie późnym środowym popołudniem. Towarzysza z pewnością można zakwalifikować do grupy osób łakomych (żeby nie powiedzieć dosadniej). I z tego też powodu zaistniał drobny konflikt, bo obaj chcieliśmy spróbować tej samej zupy Kastylijskiej z hiszpańskimi wędlinami, jajkiem i grzankami. Na nic zdało się tłumaczenie, że warto wypróbować różnych pozycji z menu – towarzysz uparty jak osioł, z którego zapewne zrobiono którąś hiszpańską wędlinę, zamówił tę samą zupę co ja. Z drugim daniem problem był nie mniejszy, bo oferta El Toro jakoś nie przekonuje. Dania wydają się – delikatnie mówiąc – pospolite, a najciekawsza była zdecydowanie lista tapas, których akurat nasza promocja nie obejmowała. Finalnie zamówiliśmy dwie paelle jednoosobowe (bo każdą paellę w El Toro możecie też zamówić dla dwóch osób). Dla mnie CAMPERA z chorizo, chistorrą, kurczakiem i warzywami, a dla upartego kompana MARISCOS z owocami morza i warzywami.
Na zupę nie musieliśmy długo czekać. Podano ją w jednej z tych fikuśnych hiszpańskich misek, które bardzo chciałbym mieć w domu, ale indukcyjna kuchenka wszystkie te plany skutecznie weryfikuje. Na pierwszy rzut oka kastylijska specjalność nie powala – ot, troszkę czerwonego bulionu z kawałkami bagietki. Szczególnie ta bagietka mogłaby się zamienić miejscami z grzanką o bardziej dostojnym wyglądzie. Smak rekompensował jednak niedostatki w urodzie. Po lekkim dosoleniu zupa bardzo rozgrzewała, a wkładkę w postaci jajka i chorizo chwaliliśmy obaj i obaj pewnie zamówilibyśmy taką zupę jeszcze raz. Początek należał więc do udanych.
Czekając na dania główne trochę się rozejrzeliśmy. Wnętrze lokalu jest schludne, a wręcz eleganckie, choć niespecjalnie kojarzy się z Hiszpanią. Trochę jakby nadal nie zdecydowano, czy to El Toro ma być ekskluzywną restauracją iberyjską czy tapas barem z chłodnym piwem i drobnymi przekąskami. Wąskie przestrzenie, które były piętą achillesową Horai tym razem również nie pomagają, choć nie są aż tak dokuczliwe jak wcześniej. Rozważania na temat architektury wnętrz przerwało pojawienie się dań głównych.
Obie wersje paelli wyglądały przyzwoicie ale na tym niestety pozytywy się kończą. Ponownie miałem trochę zastrzeżeń co do stopnia dosolenia, a trzeba wam wiedzieć, że należę do ludzi, którzy akurat soli używają raczej oszczędnie. Nie lepiej było z pozostałymi przyprawami, których również poskąpiono, czego efektem były dania płaskie, kojarzące się raczej z pochmurnym niebem nad Radomiem niż ze słońcem Hiszpanii. Trochę więc ten ryż w siebie wmuszaliśmy zgodnie uznając, że dania nie były warte nawet połowy nominalnej ceny, którą tego dnia musieliśmy zapłacić.
O cenach jeszcze słów kilka: w El Toro tanio nie jest. Jeśli chcielibyście posilić się powyższymi daniami bez żadnej oferty specjalnej, to koszt wyniósłby dokładnie 106 zł. W promocji remontowej trzeba było zapłacić połowę tej kwoty, jednak doliczając jeszcze dwa piwa, lemoniadę i sok, łączny koszt na rachunku wypadł podobnie. Moim zdaniem są w Krakowie miejsca lepsze i tańsze, które bardziej zbliżą was do śródziemnomorskiego słońca.
El Toro, pl. Wolnica 9
PLUSY:
- Zupa Kastylijska
- Karta Tapas
- Hiszpańskie naczynia
MINUSY:
- Ograniczone menu
- Mało wyraziste dania główne i brak soli
- Mogłoby być nieco taniej