Niedzielne śniadanie w Zenicie

Coraz więcej krakowskich lokali zaczyna serwować przemyślane i urozmaicone śniadania. Ta moda dotyczy przede wszystkim nowo otwartych przybytków. Wstyd się po prostu w Stołecznym Królewskim pokazać bez sensownego menu śniadaniowego. Najświeższym potwierdzeniem powyższej obserwacji niech będzie Zenit, który całkiem niedawno pojawił się przy Miodowej.

Na niedzielne śniadanie wybrałem się w towarzystwie tego samego żarłocznego typa, z którym kiedyś odwiedzałem El Toro. Od razu było wiadomo, że dietetycznie i oszczędnie nie będzie, za to zapowiadało się po wielkopańsku i z przepychem. Wystrój wnętrza zachęca zresztą do dłuższego posiedzenia. Z jednej strony jest dość przytulnie, a z drugiej jasno i – cytując klasyka – tak ładnie, amerykańsko. Jakby jeszcze do kawy z ekspresu przelewowego przysługiwała dolewka to bylibyśmy w siódmym, jankeskim niebie. Szczególnie podobały mi się obrazy na ścianach, centralnie ustawiony bar i różne poziomy, na których ustawiono stoliki.

Zamówiliśmy dwa zestawy śniadaniowe. Przynajmniej na początku starałem się być asertywny i powściągliwy więc poprosiłem Vege (domowy pasztet z soczewicy, marynowane grillowane warzywa, grejpfrut, focaccia – 16 zł), a towarzysz – a jakże! – zestaw flagowy, czyli śniadanie Drwala (grillowana kiełbasa jagnięca, pikle, szakszuka, sałatka, pieczywo – 24zł). Do tego po kawie, która przy zestawie kosztuje dodatkowe 2 zł. Kawa pojawiła się pierwsza, natomiast na zestawy musieliśmy chwilę poczekać. Widać niestety, że lokal otwarto ledwie kilkanaście dni temu, bo dotykają go bolączki wieku przedszkolnego: zamieszanie przy obsłudze większej liczby zamówień, długi czas oczekiwania, kłopoty w komunikacji. Wszystko jest jednak kwestią dopracowania i z pewnością będzie coraz lepiej.

Jeśli chodzi o zestawy były zarówno efektowne jak i efektywne. W mojej wersji na pierwszy plan wychodził pasztet z soczewicy oraz świetna focaccia. Nie wiem czy kupują gotową, czy pieką sami, ale chętnie bym jej jeszcze spróbował. Jedynym minusem była połówka grejpfruta, która wyglądała groteskowo, trochę jakby przypadkiem zawieruszyła się na tym talerzu. Gdyby natomiast pokroić tego grejpfruta na kawałki, dodać trochę pomarańczy i zmajstrować coś na kształt sałatki owocowej to efekt byłby o niebo lepszy. Przy zestawie drwala w kompleksy mogłyby z kolei popaść niektóre londyńskie „śniadaniownie”, bo ilościowo i jakościowo z pewnością zasłużyło na swoją nazwę. Z drugiej strony dopiero post factum zorientowaliśmy się, że zamiast reklamowanych pikli na talerzu pojawił się żółty ser.

drwala-zenit

Jak już wspominałem, towarzysz do niejadków z pewnością nie należy. Zamówiliśmy więc jeszcze dwa dania, które spowodowały, że od śniadania zaczęliśmy niebezpieczenie zbliżać się w stronę obiadu. Wybraliśmy jedną z przystawek, Mus z wątróbki królika z galaretką porzeczkową z burakami i domową chałką oraz zestaw trzech kanapek śniadaniowych:

  1. pstrąg ojcowski, jajko poszetowe, wielkopolski ser smażony
  2. długo pieczona wieprzowina, sos hoisin, ogórek
  3. warzywa poszetowane, pesto kasztanowe

Obie pozycje wyceniono na 16 zł. W tym przypadku dało o sobie znać organizacyjne zamieszanie. Niby przystawek i dań głównych nie serwują przed 13:00 (nie znaleźliśmy nigdzie tej informacji), ale finalnie okazało się, że jednak akurat naszą przystawkę uda się przygotować. I dobrze, że się udało, bo dania okazały się nadspodziewanie smacznie. Jeśli ktoś lubi wątróbkę powinien czym prędzej spróbować ichniego musu – delikatny, wyrazisty i ładnie podany. Kanapki okazały się z kolei niepozorną, ale wyjątkowo udaną propozycją. Szczególnie wersja z poszetowanymi warzywami zaskoczyła ciekawym, korzennym smakiem. Moim zdaniem owe kanapki mają potencjał, aby stać się jednym z kultowych dań śniadaniowych w mieście.

pasztet-zenit

kanapki-zenit

Do dodatkowych dań zamówiliśmy jeszcze smoothie. Ja zdecydowałem się na wersję egzotyczną z mango, owocami goji i imbirem, a towarzysz na eksperymentalne zestawienie ze szpinakiem i gruszką. Smak przyzwoity, ale zgodnie uznaliśmy, że wypadałoby je podawać o kilka stopni chłodniejsze.

Zapłaciliśmy 105 zł, co oczywiście nie plasuje Zenita (odmieniam tak, jak zegarki) w czołówce najtańszych lokali śniadaniowych. Z drugiej strony nażarliśmy się po same uszy i było to kulinarnie udane przedpołudnie. Wygląda więc na to, że za kilka tygodni, kiedy lokal nieco okrzepnie, Moment zyska poważną, przynajmniej śniadaniową konkurencję.

Zenit, Miodowa 19

PLUSY:

  • ładny wystrój
  • ciekawe menu śniadaniowe z pozycjami egetariańskimi
  • jedzenie na równym, bardzo przyzwoitym poziomie

MINUSY:

  • lekki chaos organizacyjny
  • drobne niedoróbki w serwowanych daniach

 
Zenit Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato