Dziś będzie krótko acz treściwie. Kontynuując wątek kebabów, który rozpocząłem od wizyty w Sweet Chilli, postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Powstało pod Wawelem sporo nowych przybytków, w których do tej pory mnie nie widziano, a to spory błąd, bo w gruncie rzeczy lubię to arabskie żarcie. Jeden z nich zdążył już okrzepnąć i na stałe wtopić się w okoliczny krajobraz. Tym krajobrazem są tereny AGH z jednej, i Stara Krowodrza z drugiej strony.
Grill Bar Laila mijałem już kilka razy. Również kilka razy miałem zamiar zaglądnąć, ale na przeszkodzie zawsze stawał brak miejsc parkingowych. Przy Czarnowiejskiej to prawdziwa zmora, stąd włodarze naszego miasta postanowili zgłosić projekt utworzenia parkingu podziemnego w okolicach Parku Krakowskiego. Prawdopodobnie chcą iść za ciosem. Nieopodal wybudowali przecież efektowny, miejski parking podziemny. Aby go zapełnić postanowili sukcesywnie wyłączać z użycia kolejne przecznice, aż wreszcie samochód dostrzeżemy gdzieś między ZOO i Kopcem Kościuszki. Nie mam litości więc wspomnę w tym miejscu dziennikarzy, którzy zgodnie odtrąbili sukces tej wiekopomnej inwestycji po pierwszym miesiącu. Parking rzeczywiście zapełniał się wtedy w ponad 90%, tyle, że był darmowy. Co myślą Polacy o gratisach pokazała nam kiedyś „chytra baba z Radomia” i na tym zakończę ten – nie mający żadnego związku z tematem – wątek parkingowy.
Wspomniany bar Laila usytuowany jest na rogu Czarnowiejskiej i Konarskiego. Od wejścia widać, że będzie ciekawie. Niby kręcą się tam kebaby, a klientela jakby bardziej z tej Starej Krowodrzy niż z sal akademickich. Czyżby serwowali tam coś więcej niż przeciętnego kebaba na rynkową modłę? Po przekroczeniu progu na chwilę poczułem się zdezorientowany. Teoretycznie są stoliki jak w restauracji, a z drugiej strony za ladą kebaby, co jest wyraźną wskazówką, że pewnie obsłużyć muszę się sam. Rzut oka na menu w formie ulotki (później znalazłem takie ładniejsze, książkowe na stoliku) i już wiem: chcę Falafela. Możecie go wybrać w dwóch opcjach: albo jako street food w bułce lub chlebku arabskim albo w postaci dania obiadowego z sałatką, ryżem lub frytkami. Ja wybrałem mniejszą wersję w chlebku arabskim, bo przemówiła do mnie jeszcze zupa Freekeh. Nie często widuje się arabskie dania inne niż kebaby, falafele i hummusy. Jeśli więc gdzieś chcą wam je podać to korzystajcie. W barze Laila zresztą nie oskubią was z ostatniej złotówki, bo za oba dania zapłaciłem 18 zł.
Co jeszcze znajdziecie w menu? Tradycyjnie są kebaby i tradycyjnie podają je w niezbyt wyszukanych formach: bułka, chlebek arabski, kurczak, wołowina – taki lokalny, krakowski standard. Poza tym jest kilka nieźle zapowiadających się dań z grilla, jak choćby Shish Kebab czy Shish Tauk. Zawieruszyło się też w menu nieco meksyku, bo możecie sobie zamówić Fajitas w odsłonie wołowej lub drobiowej. Wszystko w cenach znacznie poniżej 20 zł. Jest więc nieźle i zachęcająco.
Rozsiadłem się w ostatnim stoliku za winklem, gdzie w spokoju mogłem studiować menu w formie książkowej. Jeśli kiedyś odwiedzicie ten bar wykażcie się większą cierpliwością niż ja i nie zamawiajcie od razu. W tej książeczce są bowiem zdjęcia dań, które mogą wam zdecydowanie ułatwić decyzję. Po gruntownym przestudiowaniu menu dostałem wreszcie zupę. Wyglądała i smakowała całkiem przyzwoicie. Jeśli mam ją określić w dwóch słowach, to napiszę: krupnik inaczej. Sporo z naszego swojskiego krupniku zapożyczyła i – przede wszystkim – jest cholernie sycąca. Cztery kawałki chlebka arabskiego i micha gorącej zupy spowodowały, że zacząłem się zastanawiać po cóż ja tego falafela zamawiałem. Po chwili pojawił się na stole ten ostatni. Wyglądał dość przeciętnie, ot kolejny placek zawinięty w folię aluminiową. W smaku poprawny, choć jednak nieco bliżej mu do braci z okolic rynku, niż do tych nowomodnych kebabowni, gdzie usiłują trochę wrócić do korzeni. Dość powiedzieć, że wśród dodatków znalazł się ogórek kiszony, który zawsze jest dla mnie znakiem, że właśnie mamy do czynienia z rodzimą wariacją na temat kebaba. I nie mówię wcale, że to wielki grzech, bo do ogórków kiszonych mam przeogromną słabość.
Przypuszczam, że – mimo spostrzeżeń z pojedynczej wizyty – w barze Laila stołują się głównie studenci. I bardzo dobrze! Jedzenie serwują tam poprawne, a może nawet ciut więcej niż poprawne, a każdy ma przecież prawo do tego, żeby dobrze zjeść.