Pod Wawelem pojawiły się nowe ryby. Znajdziecie je w coraz modniejszym rejonie Stradomia i Dietla. Żeby jak najlepiej opisać wam specyfikę lokalu Szybka Rybka zacznę tym razem od przypomnienia kilku faktów z wiedzy o komunikowaniu.
W ciągu kilku dziesięcioleci teoria komunikowania masowego została uzbrojona w szereg różnorodnych modeli, które miały ją precyzyjnie przedstawiać. Jednym z nich był model Shannona i Weavera, poruszający problem szumu informacyjnego. Wtedy ów szum wskazywał na zakłócenia w przekazie, a dziś oznacza przede wszystkim nadmiar informacji, który prowadzi do kolejnych kłopotów w przyswojeniu komunikatu.
Powstanie smażalni ryb uznałem ze wiadomość dobrą, a po głębszym zastanowieniu wręcz świetną. Oto w Stołecznym Królewskim pojawią się dobre, polskie ryby, dostępne dla przeciętnego zjadacza chleba. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że owoce rzek, jezior, mórz i oceanów do najtańszych nie należą. Niechlubnym wyjątkiem są w tym przypadku owoce chińskiej myśli hodowlanej, która powszechnie spotykana jest pod nazwą „panga”. Ja jednak zdecydowanie preferuję flądry, sandacze, halibuty, okonie czy szczupaki i to na nie ostrzyłem sobie zęby.
Szybka Rybka mieści się przy Stradomiu, tuż koło opisywanego niedawno Soup Doga. Pierwszy rzut oka napawał optymizmem, bo lokal schludny i nowoczesny. Potem było gorzej, aż nadeszła pyszna puenta. Ale po kolei.
Wspominałem o szumie informacyjnym. Jeśli chcecie go doświadczyć na żywo idźcie do Szybkiej Rybki. Menu tego lokalu pojawia się aż w czterech miejscach: na witrynie, na tablicy przy ladzie, na rozrzuconych wokół ulotkach i na dosyć siermiężnie wydrukowanym menu. W każdym z tych miejsc reklamują nieco inne dania i ciężko się zorientować, co też w zasadzie lokal nam poleca. Równie ciężko zrozumieć jak wygląda idealny proces obsługi, bo z jednej strony mamy menu na stolikach, a z drugiej tacki przy ladzie. Czy mam podejść? Czy mam usiąść? Czy najpierw podejść, a potem usiąść?
Skorzystałem z tej ostatniej opcji i chyba słusznie, bo dość szybko objaśniono mi, że dostępne jest to co na tablicy i to co w menu. W zasadzie dostępne jest wszystko co pojawia się na tych licznych jadłospisach. Menu tego lokalu niespecjalnie mi się podoba. Przede wszystkim jest zdecydowanie zbyt obszerne, oferując klientom praktycznie wszystko to, co żyje pod powierzchnią wód. Chyba nie tędy droga, bo podejrzliwi klienci mogą wywnioskować, że niektóre pozycje są mrożone albo (co gorsze) nieświeże. Druga sprawa to sprzedawanie ryb na gramy, z którym od zawsze mam ogromny problem. Uważam tę formę handlu za relikt zamierzchłych epok, kiedy wszyscy ciułaliśmy grosz do gorsza, dokładnie oglądając każdy banknot i monetę. Zdecydowanie lepiej wydać nieco więcej, z góry wiedząc ile posiłek będzie kosztował. Skoro przy pewnych pozycjach się da (Fishburger) to przy innych również wyjdzie. Udowadnia to zresztą jedyny rybny fast food jaki znam, który znajdziecie choćby w Bonarce.
Przy pierwszej wizycie postanowiłem zaszaleć, zamawiając Zupę Rybną i Flądrę z zestawem surówek. Ta ryba to mój absolutny faworyt. Pewnie wiąże się to z jakimiś sentymentami, ale zawsze jeśli jest okazja, to właśnie flądrę zamawiam. Oczekując na pierwsze danie poświęciłem chwilę, żeby rozglądnąć się po wnętrzu. Faktycznie, urządzono ten lokal nowocześnie, w kolorach mórz i oceanów. Z drugiej strony wnętrze jest chłodne, trochę stołówkowe. Przydałoby się coś, co trochę je ociepli, bo przytulnie w tej smażalni na pewno nie jest.
Zupa pojawiła się dosyć szybko i tu muszę przyznać, że była to najlepsza zupa rybna jaką zdarzyło mi się jeść. Nie była to zupa oczywista, ani to chowder, ani pomidorowa. W Szybkiej Rybce zaserwowano mi coś na wzór kapuśniaku z solidną wkładką rybną. Wszystkim wam życzę, żebyście kiedyś mieli okazję spróbować właśnie takiej zupy. Ponieważ w beczce miodu musi być łyżka dziegciu mały apel do wszystkich restauratorów: jeśli podajecie coś w jadalnej misce z otrębów to poinformujcie o tym na wstępie. Ludzie naprawdę nie muszą wiedzieć, że te pływające wióry to nie fragmenty kartonu czy plastiku.
Danie główne podano tuż po opróżnieniu miski z zupą. Rozmiarami imponowało, ale tu również wstępna uwaga: jeśli jest możliwość wyboru czy ryba ma być z pieca czy z patelni to warto to gdzieś napisać. Tym razem dostałem flądrę pieczoną w folii ale również w tej formie ryba się wybroniła, a Szybka Rybka zaimponowała. Ciężko temu daniu coś zarzucić, zarówno w kwestii smaku jak i rozmiarów. Dwudaniowy obiad kosztował mnie 29 zł i trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie jest to wyjątkowa okazja.
Druga wizyta w Szybkiej Rybce nastąpiła po mniej więcej trzech tygodniach. Tym razem wybrałem coś z menu, gdzie płacicie za porcję, nie zaś za gramaturę: Fishburger (12 zł), frytki (5 zł), zestaw surówek (5 zł) i cola (5 zł). Szybkie podsumowanie rachunków daje kwotę 27 zł. Fishburger miał być z dorszem i tym razem zapytano mnie czy rybę życzę sobie pieczoną czy też panierowaną. Zestaw pojawił się na stole po kilku minutach i zdecydowanie robił wrażenie… oj robił. Bułka była na tyle duża, że została przecięta na pół i umieszczona wśród bardzo przyjemnych, świeżych frytek i surówek. Wiele w życiu zjadłem, ale ta porcja prawie mnie pokonała. Prawie, bo była tak smaczna, że faktycznie żal było zostawiać coś na talerzu.
Szybka Rybka to miejsce niezwykłe, gdzie rozwiązania idiotyczne mieszają się z genialnymi. Gdzie dziwny pomysł na działanie lokalu kontrastuje ze świetnymi daniami na talerzu. Jeśli ktoś przemyśli dogłębnie sprawę i zaserwuje ludziom rybę w prostej i przejrzystej formie (może warto pomyśleć o promocji różnych fishburgerów bez liczenia gramów?) to wróżę im świetlaną przyszłość. Mam jedynie nadzieję, że w chłodne dni zostanie opracowany skuteczny system wietrzenia tak, żeby po szybkiej wizycie nie była konieczna szybka wycieczka do pralni.