Dziś będzie krótko, bez tych nudnawych wstępów, do których miewam tendencję. Opowiem wam o prawdopodobnie najlepszym food trucku w Krakowie i biję się w piersi, że robię to dopiero dziś. Andrus to fenomen, który powinien znać każdy mieszkaniec Krakowa, a poznać winien go również każdy przybywający turysta. To tu, siedząc na krawężniku, zjecie coś swojskiego, naszego, a jednocześnie na tyle współczesnego, że spełni wymagania największych malkontentów, w tym i moje.
Dawno temu opisywałem wam swoją radość z wejścia na krakowski rynek rodziny Gesslerów. Nie chodziło bynajmniej o „niekwestionowany autorytet kulinarny”, a o jej nieco nerwowego szwagra, Adama. Ten impulsywny jegomość podjął wówczas próbę pokazania nam. krakowianom tego, co naprawdę krakowskie. W sercu śródmiejskiej „kebabiarni” uruchomił piekarnię, połączoną z punktem sprzedaży maczanek krakowskich. Niby nic, bo o maczance wiedzą wszyscy: że dobra, że tradycyjna, że taka „nasza”. Jeśli jednak zaczniecie drążyć nieco głębiej to okaże się, że z maczanką jak ze Słowackim, który „wielkim poetą był”. Pewnie z powodu tej nieświadomości padły maczanki Gesslera. Do dziś żałuję, choć znam też takich, którzy na krakowskiej odsłonie warszawskiego imperium gastronomicznego nie pozostawili suchej nitki. Tymczasem pojawiło się nowe, teraz już z pewnością „nasze”.
Andrus zaistniał w momencie, w którym moda na burgery powoli osiągała apogeum. Nieśmiało swoją obecność zaczęły jednak zaznaczać inne, nieco bardziej oryginalne formy ulicznego jedzenia. Obok frytek i ziemniaków wyrosła więc maczanka i – miejmy taką nadzieję – pozostanie z nami dłużej, niż wersja Adama Gesslera.
Wszystko zaczyna się od żółtego pojazdu, który służy jako kuchnia, i dwóch beczek, które służą jako stoliki. Podchodzicie do tego pojazdu i widzicie menu stałe i jakieś pozycje sezonowe. Byłem na maczance kilka razy, ale opiszę tylko tę ostatnią, najświeższą wizytę. W menu sezonowym pojawiły się więc dwie, zupełnie odmienne pozycję: Bułka, karkówka, blanszowany korzeń selera z porem w kwaśnej śmietanie, szczypiorek, roszpunka i prażone orzechy włoskie oraz Bułka, karkówka, mus z pieczonych buraków i gorzkiej czekolady, ser pleśniowy lazur i gruszka. Do drugiej wersji możecie jeszcze opcjonalnie dołożyć papryczkę habanero i jest to zdecydowanie dobry pomysł, co mówię wam ja, człowiek który właśnie takiego zestawienia próbował. Jeśli chcecie poznać stałe pozycje w menu odwiedźcie stronę internetową lub profil (wiadomo gdzie).
W oczekiwaniu na zamówienie warto zainteresować się tym, co też aktualnie dzieje się za ladą. Być może będziecie mięli okazję porozmawiać z ekipą, a jest to zawsze bardzo fajne doświadczenie. Udało mi się między innymi przedyskutować z właścicielem różne aspekty uprawy papryczek chili, a jak zapewne wiecie, znajomość tej tematyki jest niechybnie oznaką wyjątkowej elokwencji i duchowego oświecenia. Kiedy już omówiliśmy sposoby przechowywania nadmiaru wyhodowanych papryczek przyszedł czas na konsumpcję.
Zacznę od „ale”, bo zawsze jakieś musi się pojawić. Moja maczanka sprawiała wrażenie nieco rozbisurmanionej, bo wiele się w tej bułce działo. Odnosiłem wręcz wrażenie, że zbyt wiele. Konstrukcja maczanki z Andrusa w zasadzie uniemożliwiała skosztowania choćby jednego kęsa, w którym znalazłyby się wszystkie smaki z menu. Z drugiej strony – jak głosi przysłowie – od przybytku głowa nie boli. Macie więc szansę zjeść coś, co z każdym gryzem będzie dla was niespodzianką. Ja podszedłem do mojej buraczano-czekoladowej wersji właśnie w ten sposób. Jeśli chodzi o serce bułki, to nie ma się zupełnie do czego przyczepić. Mięso rozpływa się w ustach, a bułka przyjemnie chrupie od początku do końca. Jest tak zresztą za każdym razem i przy wszystkich rodzajach maczanki, również tych ze słuszną ilością sosu. To sztuka i za to twórcom należą się wielkie słowa uznania.
Macie więc na Św. Wawrzyńca znakomitą alternatywę dla zapiekanek, burgerów i kebabów. Warto iść i próbować, bo maczanka z Andrusa to nadal propozycja oryginalna i trzeba mieć nadzieję, że poziom zostanie utrzymany. Zapłacicie rozsądnie, bo tanie pozycje kosztują w granicach 10-11 zł, a te droższe, sezonowe, około 15 zł. Andrus wygrał ostatni plebiscyt „Smaki Krakowa” w Dzienniku Polskim. Nie dziwię się, a krowy powinny mieć się na baczności.