W Stołecznym Królewskim powiało wielkim światem. Nie przyjechał do nas co prawda Donald Trump (mamy własnych amerykańskich turystów), ale za to mamy coraz więcej lokali znanych i uznanych szefów kuchni. Wśród nich są gwiazdy Top Chefa, ale też gwiazdy rodzimego futbolu. O tym ostatnim, firmującym swoim nazwiskiem Bistro Bene słów kilka.
Tomasz Leśniak – w Krakowie to nazwisko kojarzy się przede wszystkim z typem, który za pomocą niebieskiego portalu społecznościowego zamordował pomysł organizacji Igrzysk Olimpijskich. Jest jednak jeszcze drugi Tomasz Leśniak, o którym słyszeli ci bardziej świadomi kibice piłkarscy. Ów jegomość od kilkunastu lat karmi piłkarzy reprezentacji Polski. Od niedawna obecny na krakowskiej scenie kulinarnej dwojako: w postaci restauracji Nota Resto i mniejszego bistra Bistro Bene. Jeśli jeszcze nie załapaliście przebiegłej gry słownej, to mamy przy ulicy Św. Krzyża Nota Bene.
W powyższym akapicie świadomie minąłem się nieco z prawdą. Oba lokale mają nazwy znacznie bardziej rozbudowane, bo opatrzone dodatkową adnotacją „by Tomasz Leśniak”. Owa adnotacja (poza irytującym, obcym i nadużywanym „by”) może wskazywać na megalomanią autora, który wierzy, że sam już stał się marką, zdolną przyciągnąć wygłodniałych klientów. I może coś w tym jest, bo właśnie dzięki tej informacji zdecydowaliśmy się lokal przetestować, tym razem w męskim, trzyosobowym gronie.
Wnętrze może się podobać. Bistro oferuje wam stoliki standardowe, wysokie krzesła, fotele, kanapy, miejsca przy barze bądź zaciszny ogródek – do wyboru, do koloru. Wyjątkowo korzystne wrażenie sprawiają również ściany z surowej cegły, drewniane meble, nieco betonu i stali. Brzmi jak pomieszanie z poplątaniem ale uwierzcie – bardzo przyjemnie spędza się tam czas. Dwie osoby o nieco odmiennych gustach zgodnie stwierdziły, że trudno się do czegokolwiek przyczepić. Opinii trzeciego współbiesiadnika postanowiliśmy nie brać pod uwagę. Niedawno kupił sobie używanego Volkswagena Passata w wersji kombi, co dobitnie podsumowuje poczucie estetyki wyżej wymienionego.
Menu to jeden z elementów, który zasłużył na pałę. Ja rozumiem, że forma gazety jest teraz bardzo modna, a wręcz „fancy” jak zwykła mawiać A., przypominając o latach spędzonych we wschodnim Londynie. Taka forma karty powoduje jednak, że: a. trudno się w niej połapać, b. jest nieporęczna i przewraca wszystko w okolicy. Kolega od Passata nie znalazł w tym menu nawet piwa i zacząłem się poważnie martwić, czy on się w tym swoim nowym samochodzie kiedyś nie zgubi…
Zamówiliśmy jedną przystawkę z sekcji BENES. W ogóle te tytuły trochę mnie drażnią. Najpierw przydługawa megalomańska nazwa lokalu, teraz dziwne nazwy poszczególnych fragmentów menu. No popatrzcie sami, nie znajdziecie w Bistro Bene przystawek, dań głównych i deserów. Znajdziecie za to BENES, COŚ INNEGO, HAND MADE, ZIELONE LIŚCIE ITD., dobrze że pominięto przynajmniej wyjątkowo modne od jakiegoś czasu „towarzystwa” i „asysty” w opisie dań (kotlety w towarzystwie ziemniaków i wątróbka w asyście cebuli). Tyle dobrze. Wracając jednak do przystawki, nazywała się Mr.Mezze i składała z mini kebabów jagnięcych, hummusu, chleba kubz i chutneya miętowo-jogurtowego. Poza tą pozycją, wśród przekąsek znajdziecie też hiszpańskie wędliny, tatara, krewetki na trzy różne sposoby i falafele. Bardzo to ciekawe i różnorodne, tylko do dupy nazwane.
Do przystawki wybraliśmy po jednej pozycji z sekcji SANDWICHE & BURGERY (czyli, że kanapki i hamburgery). Dla mnie Big Boy Pastrami, w którego składzie znalazły się (poza pastrami) sos kaparowy z zielonym pieprzem, rukola i parmezan oraz musztarda pommery i domowe chipsy. Aby dopełnić różnorodności koledzy zaordynowali sobie BB Burger Bene (polska wołowina, sałata, pomidor, korniszon, cebula czerwona, guacamole, salsa pomidorowa, boczek, ser bursztyn i domowe frytki) oraz Molto Bene (boczek wieprzowy w czarnuszce i kminku, sałata, sos chrzanowy, korniszon, cebula i wspomniane już chipsy).
Na zamówienia czekaliśmy bardzo krótko. Ciepłe słowa należą się zresztą obsłudze, która akurat tego dnia była bardzo sprawna i miła. Ciężko było uświadczyć na naszych stołach pustych kufli (a trzeba wam wiedzieć, że nieco się zasiedzieliśmy) dzięki czemu czuliśmy się odpowiednio „zaopiekowani”.
Przystawka była smaczna, choć troszkę nieprzemyślana. Po raz drugi w ciągu ostatnich kilku tygodni trafiam na przekombinowaną formę podania: chutney i hummus zaserwowano w miniaturowych słoiczkach, przez co ich wydobycie wymagało nieco pomysłowości. Zróbcie coś z tym, bo szczególnie sos bardzo pasował do mini kababów, które w sumie tak miniaturowe wcale nie były. Rozmiar dania nieco nas zaskoczył, z pewnością jedna osoba mogłaby je potraktować jak coś więcej niż niewielką przystawkę.
Podobnie rzecz miała się z burgerem i kanapkami. Wszystkie porcje były gigantyczne, co przyznał nawet singiel od Passata (a jak wiadomo ma spore doświadczenie ze skalą kombi makro). Smakowo również się broniły. Szczególnie zaskoczyły mnie chipsy, za którymi normalnie nie przepadam. Wersja z Bistra Bene była jednak wyjątkowo udana, nie krusząca się, a wręcz lekko gumowata. Z drugiej strony ich grubość i jędrność wyniosła prosty dodatek na zupełnie inny poziom. Musztardy tylko spróbowałem, bo również zaserwowano ją w znanym i wyżej wyśmianym słoiczku. Współbiesiadnicy także nie narzekali, a nawet pogratulowali mi wyboru lokalu, z którego bardziej się wytaczaliśmy niż wychodziliśmy (z przejedzenia).
Za powyższy zestaw trzeba było zapłacić bardzo rozsądne 107 zł. Rachunek podwyższył natomiast wypity alkohol, który ani nie jest tani, ani nie powala różnorodnością. W dzisiejszych czasach jedno ciekawe lane piwo z mikrobrowaru to absolutne minimum i warto to niedopatrzenie poprawić.
Niebawem pewnie wrócę, może za ścianę, do droższej i bardziej ekskluzywnej Nota Resto. Jeśli mi się nie spodoba ucieknę do bistra, możecie to zrobić piwnicami, które podstępnie łączą oba lokale. Z miejscem raczej nie powinniście mieć problemów – lokalizacja poza głównym szlakiem turystycznym, na końcu ulicy Św. Krzyża gwarantuje, że znajdą się wolne stoliki.
Bistro Bene, Św. Krzyża 17
PLUSY:
- Dobre jedzenie
- Duże porcje
- Rozsądne ceny
- Ciekawy wystrój
MINUSY:
- Pierdoły, których po kilku piwach nawet nie zauważycie