Grudzień minął, styczeń mija, a zimy za oknem jak nie było, tak nie ma. Kiedyś wydawało się to nie do pomyślenia, a dziś przestało dziwić. Prawdziwe polskie, mroźne zimy niektórzy znają już tylko z powieści Sienkiewicza. Dla jednych to źle, dla innych dobrze. Wśród tych drugich z pewnością znajdą się właściciele food trucków, bo oto w Polsce jeść na ulicy możecie już w zasadzie okrągły rok.
Narzekałem jakiś czas temu na monotematyczne burgerowe food trucki. Narzekać nie przestanę, ale oto na horyzoncie z zaskoczenia pojawiło się nowe. A było to tak: pewnego dnia deska rozdzielcza mojego pojazdu zakomunikowała, że należy mu się zasłużony przegląd. Ponieważ mechanik mieści się w rejonie Zabłocia postanowiłem, że odwiedzę przy okazji którąś z lokalnych jadłodajni, bo nieczęsto mam po temu okazję. Najpierw miał być Twój Kucharz, ale nie upadłem jeszcze na głowę, żeby za makaron z oliwą, czosnkiem i chili płacić blisko 20 zł. Padło więc na pobliski Bal. Wszystko byłoby fajnie, ale akurat remont mieli i trzeba było szukać dalej. Troszkę niepewnie ruszyłem w stronę zaprzyjaźnionej winiarni na Lipowej. Wtem, oczom mym ukazała się przyczepa. W przyczepie było curry.
Z hinduskim jedzeniem pod Wawelem najlepiej nie jest. Chyba już kiedyś o tym pisałem. Przyzwoita niegdyś restauracja Bombaj na Szerokiej bardzo obniżyła loty, RotiRoti jest po prostu bardzo złą indyjską restauracją, a Ganesha znam tylko z festiwali kulinarnych. Pozostaje w zasadzie tylko jedno przyzwoite i sprawdzone miejsce: Indus Tandoor na Sławkowskiej. Nie schodzą poniżej przyzwoitego poziomu, co potwierdzali również zaprzyjaźnieni Hindusi. Wszystkie indyjskie lokale w tym mieście mają jednak pewną wspólną cechę: kosmiczne ceny. Argumenty o drogich półproduktach już dawno straciły uzasadnienie. Dożyliśmy czasów, w których garam masala jest powszechnie dostępna, a jej cena została obniżona do rozsądnego poziomu. Jeśli komuś dalej się wydaje, że to za drogo, może zawsze zrobić sobie własną mieszankę. Składniki naprawdę nie należą do wybitnie egzotycznych: cynamon, kolendra, pieprz, kardamon, kumin, liść laurowy i ewentualnie goździki oraz chili. Przyzwyczailiśmy się jednak, że pomimo coraz niższych cen produktów egzotycznych i ich coraz szerszej dostępności, ceny dań kuchni indyjskiej rosną, a nie maleją.
Hindus Indian Food jest chlubnym wyjątkiem i już tylko za to warto rekomendować to miejsce wszystkim tym, którzy chcą zjeść przyzwoicie bez bolesnego opróżniania portfela. Budka mieści się przy Lipowej, tuż obok nieco depresyjnego przejścia pod torami. Wybór macie niewielki – teoretycznie w programie znajdują się cztery dania, w tym jedno wegetariańskie. Serwują oczywiście curry, przy czym są to wersje bardzo oczywiste: Chicken Tikka Masala (tutaj uwaga do właścicieli – tikka to chyba jednak nie sos, a sposób podania kurczaka w kawałkach), Butter Chicken, Chicken Korma, Chicken Palak itd. Możecie sobie wybrać, czy danie chcecie w standardowym opakowaniu na wynos, czy w pudełku, które umożliwia błyskawiczną konsumpcję.
W zestawie oczywiście jest ryż, a każde curry ma z góry ustalony poziom ostrości, dokładnie tak jak w Indiach. Porcja jest słuszna i kosztuje – UWAGA! – 13 zł! Jadłem naprawdę przyzwoitego kurczaka Korma. Dostałem porcję, której nie dałem rady i zapłaciłem dokładnie wspomniane 13 zł. Dla porównania, w wymienionych wcześniej restauracjach, cena tego konkretnego dania z ryżem wynosi od 28,50 do 43 zł. Owszem, warunki konsumpcji są nieporównywalne, ale należy się jednak cieszyć, że pojawiła się w końcu stosunkowo tania, a przez to dostępna dla wszystkich kuchnia indyjska. Niech no jeszcze dodadzą do oferty więcej dań typowo wegetariańskich i jakieś placki: ćapati, naan albo roti – dla mnie obojętne. Będzie więcej niż dobrze.
Wystrój: –
Obsługa: 8
Menu: 7