Kuchnię kaukaską lepiej poznaliśmy jakieś dziesięć lat temu dzięki barom serwującym Chaczapuri. Miewały wzloty i upadki, a ostatnio powoli odchodzą w zapomnienie. Na szczęście jest coś nowego i o tym nowym będzie dziś. Zacznę jednak krótkim wtrętem motoryzacyjnym, żeby choć raz było ładnie, aktualnie i na czasie.
Protest taksówkarzy za nami. Przebiegał według prostego scenariusza: ustawiamy się w korowód i żółwim tempem przemierzamy najbardziej ruchliwe części miasta. Wynikiem był częściowy paraliż komunikacyjny pewnych rejonów Stołecznego Królewskiego oraz brak możliwości korzystania z taksówek. W efekcie tych sprytnych zabiegów zmalało poparcie dla taksówkarzy, a zwiększyła się zarówno świadomość istnienia wrogiej aplikacji jak i rzeczywista liczba jej użytkowników, no bo czymś ci biedni ludzie jeździć musieli.
Wprowadzenie ograniczeń w funkcjonowaniu aplikacji niebezpiecznie zbliżyłoby nas do prawodawstwa Chińskiej Republiki Ludowej. To trochę tak, jakby listonosze protestowali przeciwko wysyłaniu e-maili. Może warto zastanowić się nad usprawnieniem możliwości zamawiania taksówek online, podwyższeniem standardu samochodów i wycenianiem kursów przed zleceniem? To takie luźne pomysły, a wypada jeszcze wspomnieć o pasach dla autobusów i możliwości wjazdu na teren strefy, które na starcie dają tradycyjnym przewoźnikom spory handicap.
Na szczęście nie muszę korzystać z taksówek codziennie. Zamiast tego jestem szczęśliwym posiadaczem własnych czterech kółek, co również wiąże się z kilkoma przykrymi konsekwencjami. Na pierwszy plan wysuwa się konieczność wizyt w serwisie, który czynny jest dokładnie w tych godzinach, w których 90% naszego społeczeństwa akurat siedzi w pracy. Mój serwis zlokalizowany jest na Zabłociu, dzięki czemu miałem ponownie okazję odwiedzić ten modny rejon naszego miasta. Zabiegi serwisowe miały trwać godzinę, a to idealny czas, żeby zdążyć z późnym obiadem bądź wczesną kolacją. Pomimo faktu, że Zabłocie stało się mekką hipsterów, z codziennym jedzeniem wcale nie jest tam aż tak różowo. Macie do wyboru Studio Twój Kucharz, które ostatnio ponownie zszokowało mnie cenami, życząc sobie 16 zł za krem z dyni (w sezonie!). Jest food truck Hindus, który na dłuższą metę staje się nużący i jest Bal, gdzie sensowne jedzenie kończy się około 17:00. Szkoda, bo uważam, że akurat Bal oferuje jedne z najciekawszych i najrozsądniejszych cenowo zestawów lunchowych w mieście.
Jakiś czas temu powstało jeszcze jedno, nowe, ale jakby znane już miejsce. Krakó Slow Grill & Pavel Portoyan to punkt z grillem kaukaskim, który niegdyś dostępny był tylko w trakcie wyjątkowych okazji przy Krakó Slow Wines na Lipowej 6F. Kiedyś już pisałem o tej winiarni, spotkaniu z Adamem Chrząstowskim i moim pierwszym kontakcie z kaukaskim grillem. Wówczas nie byłem przesadnie zachwycony. Tym razem było zupełnie inaczej. Grill mieści się w przyczepie, ustawionej przed samym wejściem do winiarni. Oba miejsca współdzielą jeden niewielki ogródek, który pozwolił skorzystać z ostatnich tchnień lata. Najpierw udałem się po jedzenie. Napoje niestety trzeba zamawiać w winiarni, co bywa upierdliwe, jeśli chcemy wypić zwykłą kolę. Z drugiej strony mamy do czynienia z pierwszym chyba food truckiem, do którego legalnie można wypić lampkę wina. W menu do wyboru kilka klasyków z kaukaskiego grilla, a wśród nich Szaszłyk, Sezonowana Wołowina, Schab, Makrela czy Bakłażan. Jest też Lula Kebab, na którego tym razem padł wybór. Warto chyba dopisać w menu parę słów o dodatkach, bo – choć w ograniczonym zakresie – są dodawane do każdego dania. Do kebaba dostałem grillowane pomidory, sos na bazie pomidorów i kolendry oraz lawasz. Przygotowanie takiej porcji zajmuje około 10 – 15 minut. W tym czasie zdążyłem zaopatrzyć się w napój gazowany z grupy tych „nowoczesnych” i „prawdziwych”, kosztujący 7 zł za małą butelkę.
Od chwili gdy Lula Kebab pojawił się na stole wiedziałem, że będzie to przyjemne popołudnie. Już sam zapach przypomniał mi niegdysiejszą wizytę w Gruzji i tamtejszy, wszechobecny aromat kolendry. Danie podano zresztą na normalnym talerzu z normalnymi sztućcami, co nieczęsto zdarza się w food truckowych okolicznościach. Kebab był dosyć spory i nawet największy głodomór mógłby czuć się usatysfakcjonowany. Może trochę zawiodły dodatki, a szczególnie brak jakiegoś „zapychacza” w postaci ryżu czy ziemniaków. Lawasz w wydaniu Pawła Portoyana nie należy do największych i najbardziej sycących. Z tym lawaszem mam zresztą problem, bo placek o tej nazwie jadłem w kilku miejscach i w każdym był zupełnie inny. Ciężko wobec tego stwierdzić, jak powinien wyglądać w wersji ortodoksyjnej i czy taka wersja w ogóle istnieje. Nie zmienia to jednak faktu, że mięso i sos z toną kolendry pozwoliły mi na chwilę przenieść się gdzieś pomiędzy Morze Czarne i Kaspijskie, a to chyba najlepsza rekomendacja dla tego typu kuchni.
Ceny nie są najniższe. Nie traktujcie zresztą tego miejsca jak typowego food trucka, gdzie (najczęściej) możecie zjeść szybko i tanio. Krakó Slow Grill & Pavel Portoyan w połączeniu z winiarnią Krakó Slow Wines stanowią bowiem mieszankę wybuchową, w której jedzenie wybitne miesza się z nieformalnym stylem, sprzyjającym rozluźnieniu krawata i podwinięciu rękawów. Lula Kebab kosztował 25 zł – ciężko na Zabłociu wydać taką kwotę w bardziej sensowny sposób.