Warszawa zrobiła się ostatnio jakby modna. Wszystko za sprawą rosnącego zainteresowania Powstaniem, które to zainteresowanie objawia się przede wszystkim kolejnymi superprodukcjami na dużym ekranie. Jak każdy mieszkaniec pępka świata odnoszę się do naszej stolicy z delikatną rezerwą. Wiadomo przecież, że swoją obecną pozycję zawdzięczają wyłącznie temu, że jeden Waza miał do Szwecji trochę za daleko.
Jest już na świecie tak, że większość najlepszych restauracji zbiera się w stolicy. Polska nie jest w tym przypadku żadnym wyjątkiem. To w Warszawie otwarto pierwszy i jedyny przybytek, odznaczony w naszym kraju gwiazdką Michelina. To w Warszawie swoje interesy prowadzą najbardziej znani kucharze, a za najbardziej znanych uważam tych, którzy uśmiechają się do was z ekranu telewizora. Jednym z takich kulinarnych celebrytów jest Tomasz Jakubiak. Gość, który wraz z rosnącą popularnością stacji Kuchnia Plus stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich kucharzy. Prowadzi dwa programy i – mówiąc szczerze – oba nawet lubię. Przepisy Jakubiaka nie są bowiem oczywiste, a równocześnie nie komplikuje, nie przesadza i nie szuka przesadnie niszowych składników. Na poziomie merytoryki „Jakubiak lokalnie” i „Jakubiak w sezonie” mogą się więc podobać. W beczce miodu musi być jednak łyżka dziegciu.
Kilka lat temu miałem okazję studiować pewien arcy humanistyczny kierunek. Na zajęciach dowiedziałem się, że na świat można patrzeć na dwa sposoby: logicznie i estetycznie. Bardzo mi się ten podział spodobał, a jest on szczególnie wygodny w dzisiejszych, mocno absurdalnych czasach. Jak więc przedstawiają się programy Jakubiaka na poziomie estetycznym? Sam prowadzący – chcąc, nie chcąc – kojarzy się z Jamiem Oliverem. Nie jest to jednak spowodowane kopiowaniem formatu telewizyjnego, jak w przypadku pierwszych programów Pascala Brodnickiego. Jakubiak ma po prostu w sobie kilka cech, które charakteryzują tych swojskich, nieco przaśnych domowych kucharzy. Nie jest najszczuplejszy, lubi się ubrabrać i ma delikatną wadę wymowy. Wypisz wymaluj brytyjski celebryta! Schody zaczynają się na etapie realizacji scenariusza. Te wszystkie sztuczne komentarze, podsumowania i wtręty podczas prezentacji gotowych dań zwyczajnie irytują. Ciężko stwierdzić, ile też trzeba było robić dubli, żeby kolejna złota myśl w stylu „To co? Przechodzicie na dietę Jakubiaka?” zabrzmiała choć w ułamku procenta prawdziwie. To drażni, bo główny bohater potrafi się sensownie wypowiadać i jest w tym naprawdę autentyczny, co udowodnił choćby podczas niedawnego występu w Rock Radiu, gdzie gościł u Tymona Tymańskiego i Piotra Kędzierskiego. Przyjemnie się słuchało i takiego Jakubiaka chciałbym oglądać również na małym ekranie.
Wizerunek już omówiliśmy, kwestie merytoryczne omówiliśmy, pora więc na jedzenie. Tomasz Jakubiak ma własną restaurację przy ulicy Jasnej w Warszawie. Dla Krakusów: to mniej więcej dziesięć minut spacerem od Pałacu Kultury. Lokal nazywa się Gar Jakubiaka i ta nazwa bardzo do osoby właściciela pasuje. Podobnie jak menu, w którym aż roi się od dań tradycyjnych, ale w nieco podkręconym, nowoczesnym wydaniu. W menu znajdziecie więc śledzia, wątróbkę, sandacza, żebra czy pierogi. Są też zestawy lunchowe, które serwują w bardzo rozsądnej cenie 26 zł. Korzystając z okazji na taki zestaw się skusiliśmy. Do wyboru były dwie zupy: Krem czosnkowy na maślance i Kapuśniak z mieszanej kapusty z pomidorami. Zarówno ja, jak i mój stołeczny towarzysz zdecydowaliśmy się na krem czosnkowy. Był to słuszny wybór, bo tak dobrej zupy czosnkowej chyba jeszcze nie jadłem. Zapomnijcie o tej przeklętej ostrości i smoczym wyziewie. Krem u Jakubiaka był lekki, delikatny i możliwy do zjedzenia w ilości hurtowej. Szkoda, że przysługiwał mi tylko jeden talerz.
Drugie dania również do wyboru: Pulpeciki rybne z pęczakiem w sosie koperkowym, Penne w sosie serowym z suszonymi pomidorami lub Ragu z kaszy pęczak. Dla tych mniej głodnych albo odchudzających się była jeszcze Sałata z serem korycińskim i pomidorkami cherry z sosem cytrynowym i oliwą truflową. Tym razem drogi nieco nam się rozeszły, bo do mnie zdecydowanie przemówiły pulpeciki, a towarzysz postanowił dać upust swojej wrodzonej miłości do makaronu. Oba dania były jednak więcej niż poprawne, a pulpeciki wyglądały przy tym niezwykle apetycznie. Ideał? Prawie. U Jakubiaka jest smacznie. Rzekłbym wręcz, że ponadprzeciętnie smacznie. Warto jednak zastanowić się nad obsługą, która zdecydowanie nie trzyma poziomu, wyznaczonego przez kuchnię i gospodarza. W ładnych, jasnych wnętrzach byliśmy bowiem obsługiwani wolno i niezbyt entuzjastycznie. To dziwne, zwłaszcza, że byliśmy jednymi z nielicznych gości. Miałem nawet wrażenie, że staliśmy się intruzami, którzy bezczelnie przerwali fascynującą czynność zwijania serwetek. Niby szczegół, ale potrafi nabruździć, oj potrafi.
Cenę lunchu już znacie. Stosunek jakości do ceny w tym przypadku więcej niż adekwatny. Pozostałe dania z karty są już nieco droższe, choć bólu głowy raczej nie przysporzą. Dwudaniowy obiad lub kolacja powinny was kosztować mniej więcej 50-60 zł. Aktualne menu znajdziecie na oficjalnym profilu restauracji.
Wystrój: 8
Obsługa: 4
Menu: 8