Lenistwo czasem jednak popłaca. Planowałem wycieczkę do greckiego food trucka od kiedy tylko o nim usłyszałem. Ponieważ złośliwie zaparkował na Rybitwach wycieczka musiałaby zmienić się dla mnie w wyprawę. Tak długo się więc zbierałem, że w końcu Real Greek przyjechał do mnie. Zmienił lokalizację na parking przed Tesco na Kapelance i mam nadzieję, że prędko się stamtąd nie wyniesie.
Kilka razy już pisałem, że food trucków z burgerami ci u nas dostatek i więcej już nie przyjmiemy, bo nie uważamy ich za żadną wróżbę, a tym bardziej za wróżbę zwycięstwa. Co innego z pojazdami oferującymi inne, nieco rzadsze uliczne jedzenie. Wśród nich pojawiły się wreszcie cztery kółka serwujące mojego ulubionego greckiego Gyrosa.
Gyros to coś takiego jak Kebab, tylko że lepsze. Podawany jest w grubej picie zwiniętej w rożek, a poza mięsem wieprzowym znajdziecie w tym helleńskim skarbie trochę świeżych warzyw, sos typu tzatzyki i dosyć sporo frytek. W krakowskim food trucku otwiera listę serwowanych dań i trudno się dziwić, bo choć Polacy od lat najeżdżają greckie wyspy to o dobrego Gyrosa nad Wisłą niezwykle ciężko.
Ten Gyros spod Tesco należy do grupy dobrych. Dobry w mojej nomenklaturze to taki, który od razu kojarzy się ze słońcem i wakacjami. Brzmi to nieco infantylnie, ale kuchnię grecką właśnie w ten sposób warto oceniać i z tego powodu polecam wam wszystkim wycieczkę na Kapelankę. Rodowity Grek (lub jego córka) zaserwują wam kawałek greckiej kultury za jedyne 12 zł. Porcja jest ogromna, zdecydowanie większa niż te, które pamiętam z kilku pobytów nad morzem Jońskim i Egejskim. Spokojnie możecie potraktować ją jako obiad.
Tylko błagam, nie zjedzcie mi wszystkiego.