Długi weekend sprzyja śniadaniowym eksploracjom: jest czas, są możliwości, nie ma tłumów. W tych okolicznościach udało się w końcu przedostać na drugą stronę miasta i sprawdzić zupełnie nieznane mi dotąd miejsce: Blossom.
Dzięki przejęciu Rynku Głównego przez „sour soup in bread” i „traditional ruskie dumplings” w Stołecznym Królewskim coraz dynamiczniej rozwijają się nowe centra kulinarne. Jedno z nich (dosyć niespodziewanie) wyrosło przy ulicy Rakowickiej, która powoli staje się kawowo-śniadaniową centralą miasta. Dziś o szybkim, weekendowym śniadaniu w Blossom, połączeniu stylowej kawiarni z niewielką restauracją, serwującą lunche, tarty i bagietki.
Zamówiliśmy dwa śniadania (tym razem miejsce A. zajął ktoś inny, również płci pięknej i również grymaśny). Ja postanowiłem być wierny mojej miłości do wszelkich smarowideł, których aż nadto proponują w Śniadaniu Wegańskim (chleb, 3 rodzaje past: pietruszkowa z daktylami, z pieczonego batata i hummus, pasztet z soczewicy, sałatka) za 19 zł. Towarzyszka – tradycyjnie już – wybrała Słodkie Śniadanie (naleśniki kukurydziano – ryżowe z sosem waniliowym, owoce sezonowe, domowa konfitura, serek pomarańczowy), wycenione na 18 zł. Do tego wybraliśmy po kawie z ekspresu (10 zł każda), choć trzeba przyznać, że poszliśmy po najmniejszej linii oporu, bo najróżniejszych nowomodnych kaw w Blossom mają pod dostatkiem (Dripy, Chemexy, Aeropressy itd.).
W oczekiwaniu na zamówienie udało się nieco rozglądnąć. Jest ładnie i całkiem przestronnie. Możecie wybrać stoliki tradycyjne, możecie zając miejsca na kanapach i fotelach, możecie też skorzystać z kilku stolików na zewnątrz. Wrażenie robi efektowny bar i kilka efektów kooperacji lokalu z jednym z moich ulubionych rysowników: why-duckiem.
A teraz przechodzimy do jedzenia. Oba zestawy spełniły oczekiwania, zarówno pod względem jakości jak i ilości. Moja wersja była wyjątkowo okazała, a wśród trzech rodzajów past próżno szukać słabego punktu. Pasztet z soczewicy mógłby być ciut bardziej wilgotny, dzięki czemu zachowałby formę i ułatwił konsumpcję. Jest to jednak szukanie dziury w całym więc dalej drążył nie będę.
Wersja słodka była chyba jeszcze lepsza, a na szczególną uwagę zasługuje doskonałe połączenie serka pomarańczowego z naleśnikami, które obiecałem sobie wkrótce powtórzyć w domu (albo zainspirować do tego A.). Czy czegoś mógłbym się czepić? Nie wyszło tanio, bo blisko 60 zł za dwa śniadania to kwota robiąca wrażenie. Bolałoby pewnie nieco mniej, gdyby do każdego zestawu przysługiwał choćby jeden napój.
Nazwa Blossom sugeruje, że będzie kwitnąco i w sumie coś w tym jest. Dwie osoby zjadły całkiem przyzwoite śniadanie, wypiły niezłą kawę i opuściły lokal z dawką kalorii i pozytywnej energii.
Blossom, Rakowicka 20