Tremę mam albo wewnętrzny niepokój jakiś przed publikacją niniejszego tekstu. Pisać będę o miejscu, które powszechnie znane jest jako Krowarzywa. To legenda warszawska, całkiem niedawno sprowadzona do Stołecznego Królewskiego. Mam jednak dziwne wrażenie, że ów lokal nazwą winien raczej do krowy świętej nawiązywać.
Podchodzę do kuchni wegetariańskiej i wegańskiej z ogromną sympatią i życzliwością. Uważam, że nie powinno się uderzać w przekonania innych ludzi i wara mięsożercom od światopoglądu wegetarian. Irytują mnie na ten przykład durne deklaracje niektórych znajomych, że oto nie będą jeść obiadu bez mięsa bo… no właśnie, bo co? Tak jakby te mądrale nigdy ruskich nie jedli, albo placków z sosem pieczarkowym. Tego samego podejścia mięsożercy mogą jednak oczekiwać od drugiej strony, a z tym jest niestety bardzo różnie.
Wspominałem wam niedawno o kryzysie w mediach społecznościowych, który zafundowała sobie marka Tefal. Ot, wrzucili na swój profil grafikę, na której przedstawiono stek wołowy (x4). No doprawdy, połączenie w świecie niespotykane! Że stek i patelnie? Od razu burza, od razu lament, od razu odsądzanie od czci i wiary, bo ten Tefal „głupi”, „niepostępowy” i w ogóle nie kupować! Przypomnę w tym momencie, że oficjalne statystyki podają, że wegetarian (nie wegan!) mamy w Polsce tylko około 3% dorosłej części społeczeństwa.
Jakby tego było mało, od wegetarian oberwał również znany i szanowany krakowski recenzent kulinarny, który ważył się bar Krowarzywa nieco skrytykować. Nie, on go nie zjechał. Nie, on nie marudził, że mięsa nie ma. Nie, on nie pisał, że wegański burger to głupota. Zauważył jedynie, że bułka zdarza się przypalona, że seitan nieco niedoprawiony, że wystrój zbyt surowy, albo że obsługa się za bardzo z nim spoufalała. Jaki efekt? Pajac z tego recenzenta i w ogóle snob, ważniak, nie zna się. Pal sześć, że skrytykował rzeczy, za które pewnie oberwałoby się każdej innej krakowskiej burgerowni. W tym jednak przypadku, oświecony człowiek winien przyjść, zjeść i piać z zachwytu. Inaczej ciemnogród drodzy czytelnicy i obraza świętej krowy!
A jakie ja mam zdanie?
Lokalizację Krowarzywa ma taką, że i wkurza i śmieszy. Z jednej strony zajęła miejsce kultowej lodziarni „U Jacka i Moniki”, którą dobrze pamiętam z dzieciństwa i wielki sentyment do niej miałem. To wkurza. Z drugiej strony ktoś wykazał się poczuciem humoru, bo obrońcy życia krów ulokowali się dokładnie naprzeciw tego miejsca, które z mordowania owych sympatycznych zwierząt żyje. Ot, taki chichot losu albo zapowiedź pomysłowych kampanii reklamowych, do których i jednych i drugich zachęcam. To śmieszy.
W odróżnieniu od znamienitego recenzenta mnie się ten lokal podoba. Podoba mi się właśnie dlatego, że wystrój niespecjalnie kojarzy się z wegetarianizmem i spokojnie można by w ichniej przestrzeni serwować tradycyjne, mięsne burgery. O sytuacji odwrotnej pisałem wam zresztą zupełnie niedawno, przy okazji recenzji Vegaba ze Starowiślnej.
Obsługa również mnie nie irytuje, a wręcz pozytywnie zaskakuje. Przyzwyczajony jestem, że w lokalach wegetariańskich to zwykle jeden z najgorszych punktów programu: powolny, mylący się, działający jak we mgle. Krowarzywa proponuje nowy standard obsługi: pewny siebie, szybki i zdecydowany. Czasem może zbyt zdecydowany, bo wykrzykiwanie numerka odbywa się niekiedy zbyt głośno. A pomyśleć, że już 20 lat temu w pizzerii Grace wpadli na to, że numerek można wyświetlać i wcale nie trzeba krzyczeć.
Odwiedziłem bar Krowarzywa dwukrotnie. Za pierwszym razem zamówiłem ówczesną propozycję specjalną (zmienia się co tydzień) pod tytułem „Porex” z dwoma sosami: ostrym pomidorowym i wegańskim majonezem. Do tego sałatka coleslaw i jeden z tych hipsterskich napojów kofeinowych produkcji brytyjskiej. Za całość policzono mnie 33,50 zł (16,50 + 6 + 11). W sumie nie jest to mało. I frytek nie ma! U konkurencji z Placu Wolnica zawsze zamawiam frytki z mieszanych warzyw i absolutnie je uwielbiam. Szkoda, że na Sławkowskiej na taki zestaw nie ma szans. Za drugim razem zamówiłem pozycję standardową Seitanex ze śliwkowym sosem BBQ oraz musztardowym i ponownie coleslawa. Wyszło 21,50 zł. Poza wymienionymi wersjami macie do wyboru jeszcze kilka innych: Jaglanex, Tofex czy Cieciorex. Wszystkie różnią się głównym bohaterem, którego chyba bardzo łatwo potraficie zidentyfikować, a do tego zestaw świeżych warzyw i marynowany ogórek.
Obie wizyty były umiarkowanie smaczne. Porex trochę się rozlatywał, ale zachwyciły mnie sosy. Myślałem, że to najlepsze sosy jakie serwują, jednak zdanie zmieniłem po drugiej wizycie. Połączenie kapitalnego, wędzonego smaku sosu śliwkowego i słodkiej musztardy zupełnie mnie rozbroiło. Zdecydowanie warto. Do warzywnych dodatków również trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, bo faktycznie świeże i dużo ich jest. Wkładka moim zdaniem także dała radę. Szczególnie Seitanex pozytywnie zaskoczył, bo ów seitan miał jakiś smak i fajną teksturę, która na krótką chwilą pozwoliła zapomnieć, że to coś w bułce nigdy nie muczało. Słabą stroną burgerów jest jednak bułka, która nie ma nic wspólnego z bułeczkami burgerowymi. Jakaś taka przesuszona i krucha (nie mylić z chrupiącą). Nie wiem co jej zrobiono, ale zdecydowanie należy to robić inaczej.
Osobny akapit poświęcę sałatce, która jest niedobra. Bardzo słabo ją doprawiono, nie czuć w ogóle typowej dla coleslawa ostrości. Za drugim razem już się tego spodziewałem więc samodzielnie doprawiłem porcję przy ladzie. Wówczas okazała się jadalna, choć nadal był problem, bo w lokalu udostępniają wyłącznie jednorazowe drewniane widelce. NIENAWIDZĘ ICH. Kojarzą się z patyczkami, które w dzieciństwie lekarz umieszczał na języku, żeby sprawdzić stan gardła. Wyjątkowo paskudna rzecz i nie jestem do końca pewny, czy aż tak bardzo ekologiczna i szlachetna.
Reasumując: dobrze, że jesteś Kroworzywa, bo weganie mają kolejne ciekawe miejsce na kulinarnej mapie Krakowa. Niedociągnięcia się zdarzają, bułki można poprawić, frytki kiedyś dorobić, sałatkę doprawić, a drewniane widelce spalić. Najważniejsze jednak, żeby się nie zacietrzewiać, bo pewnie niejeden mięsożerca byłby waszymi burgerami ukontentowany… o ile nikt go wcześniej nie odstraszy.
Krowarzywa, Sławkowska 8
PLUSY:
- „Cywilny” wystrój lokalu wegetariańskiego
- Dobry wybór burgerów + propozycje specjalne
- Sprawna obsługa
MINUSY:
- Krucha bułka
- Brak frytek
- Drewniane widelce
- Coleslaw