Jak pewnie zauważyliście miewam problemy z terminowością. Czasem miewam też kłopoty z punktualnością i bardzo się za to na siebie złoszczę. Jest to tym dziwniejsze, że moim ulubionym bohaterem literackim od zawsze był Phileas Fogg, a zwykle człowiek usiłuje się do ideałów upodabniać. Nic z tych rzeczy. Jedną z ofiar braku sumienności jest Oriental Spoon. Lokal, który jak żaden inny zasłużył na to, żeby pojawić się na tej stronie.
Rejon Starego Kleparza od zawsze pozostaje tym fragmentem miasta, które z uporem broni się przed tym, co nowe. Nie chodzi już o sam plac targowy, który nadal jest urokliwym, a jednocześnie świetnym miejscem na zakupy spożywcze. Szczególnie miłe skojarzenia budzą te obskurne i nadszarpnięte czasem odkryte stragany, dzięki którym bezbłędnie możecie się zorientować jaką aktualnie mamy porę roku. Na Kleparzu zawsze jest sezonowo, zawsze jest różnorodnie i zawsze tłoczno. Wokół placu też jest zresztą ciekawie. Sklepy mięsne i ogólnospożywcze z wyborem gotowych pierogów, gołąbków i krokietów nie dają za wygraną i nie zwalniają miejsca bankom czy nowomodnym sklepom i lokalom. W gruncie rzeczy przychodząc na Kleparz orientujecie się, że w centrum miasta też mieszkają ludzie i wcale nie mają zamiaru się z tego centrum wynosić. Czasem mam zresztą wrażenie, że studenccy aktywiści, ekolodzy i działacze społeczno-kulturalni zapominają, że Kraków to nie skansen, ani zamknięty w szklanej kuli zameczek, który ma ładnie wyglądać i kurzyć się na półce.
Autorzy wszelkich kampanii społecznych, przeciwstawiających się burzeniu azbestowego Hotelu Cracovia i żądający przywrócenia przejścia dla pieszych w rejonie Jubilata zapominają zwykle o tym, że w centrum tego miasta żyją ludzie i nie wszyscy chcą i są w stanie poruszać się w jedyny moralnie słuszny, ekologiczny sposób. Zapominają również, że nie wszyscy mają możliwość dojazdu samochodem do centrum handlowego na przedmieściach. Zapominają wreszcie, że nie wszyscy mogą i chcą żywić się w lunch barach, często opatrywanych szyldem „slow food”. A tu trzeba po prostu znaleźć złoty środek i możliwość współistnienia. Ot, na takiej ulicy Paderewskiego otworzył się lokal, który pasuje do otoczenia jak wół do karocy. Korea, wszystko jedno która, to państwo kojarzące się z naszym Kleparzem mniej więcej tak samo, jak Radom z obrazami Canaletta. Miejsce jest jednak znane i bardzo lubiane, a na swoją opinię z pewnością w pełni zasługuje.
Do Oriental Spoon po raz pierwszy wybrałem się mniej więcej pół roku po otwarciu. Pewnie, że pogłoski o otwarciu fajnej koreańskiej jadłodajni dotarły do mnie wcześniej. Równocześnie dowiedziałem się jednak, że gospodarze trochę poszaleli z cenami, które – pomimo wysokiej jakości dań – są ciut za wysokie. Obraziłem się więc na Koreańczyków „a priori” i długo czekałem na pierwszą wizytę. Teraz żałuję, bo zjadłem w Oriental Spoon jeden z najlepszych wegetariańskich lunchów w życiu. A było to tak:
Wybraliśmy się z A. późnym popołudniem. W Oriental Spoon zwykle macie do wyboru Bibimbap, czyli taki dalekowschodni zestaw lunchowy w kilku odsłonach. Co najmniej jedna jest wegetariańska i tak się zdarzyło, że akurat tego dnia była to w ogóle jedyna wersja, jaka jeszcze została na stanie. Trochę się skrzywiłem i nie chodzi nawet o fakt, że jestem mięsożerny – po prostu unikam zamawiania tych samych dań co A. Nie to, żebym jej żałował, ale lubimy próbować różnych dań wymieniając się talerzami czy – jak w tym przypadku – pudełkami. Musieliśmy jednak zamówić dwa zestawy z tofu. Poza nimi bywają jeszcze wersje z wołowiną (Bulgogi), kalamrami, boczkiem czy kurczakiem curry. Wszystkie rodzaje są zresztą widoczne na podgrzewaczach. Na szczęście owe podgrzewacze to nie tradycyjne bemary, w których jedzenie potrafi leżeć nawet kilka godzin, a zgrabne garnki ceramiczne na płytach grzewczych. Porcje podgrzewane jednorazowo w Oriental Spoon są raczej oszczędne i świeże, stąd częste braki w menu. Oczywiście możecie też zamówić coś, co nie jest wspomnianym Bibimbapem. Bywają koreańskie pierożki Mandu, zupa DoenJang czy po prostu własnej produkcji Kimchi. Wszystko jest jednak uzależnione od ilości gości, którzy wcześniej zjawili się na Paderewskiego, bo większość mogli wam już zwyczajnie pożreć i wybór będziecie mieć taki jak my.
Wróćmy jednak do tego Bibimbapu z tofu. Po kilku chwilach oczekiwania dostaliśmy dwa pudełka i pytanie, jakie sosy sobie życzymy. A. poprosiła sojowo-cytrynowy, a ja ostry koreański sos gochujang. Co znaleźliśmy w naszych pudełeczkach? Ano był w nich ryż, było kilka rodzajów świeżych warzyw, w tym: ogórek, fasolka, marchewka, rzodkiewka i kapusta. Zdążyłem zauważyć, że dodatki nie są stałe i lubią się zmienić. Może niekoniecznie sezonowo, chyba bardziej według gustu i samopoczucia kucharki. Ostatnim składnikiem znalezionym w pudełku było marynowane tofu. Jak wszyscy doskonale wiedzą, tofu smaku nie ma absolutnie żadnego. Teksturę tego gumowatego wynalazku albo się lubi albo nie. Mnie akurat pasuje, bo jest zwarta i dosyć konkretna. Tofu w Oriental Spoon nie miało jednak nic wspólnego z papierem, którego kilka razy miałem okazję próbować w innych kuchniach. To było słodkawe, lekko pikantne i po prostu pyszne. Jeśli w trakcie jedzenia dodatkowo zdacie sobie sprawę, że to co aktualnie pochłaniacie jest całkiem zdrowe, to może was ogarnąć uczucie ekscytacji, niebezpiecznie skręcającej w stronę podniecenia. Wreszcie ktoś zrobił dobre tofu i podał je z sensownymi dodatkami. Tak! Tego chcieliśmy i na to czekaliśmy.
Innym razem miałem okazję próbować wersji z wołowiną i była równie smaczna. Dodatkowo, w pudełku znalazłem jajko sadzone, które było miłym i mocno tradycyjnym dodatkiem kuchni koreańskiej. Bibimbap kosztuje 18 lub 21 zł (tańszy jest wegetariański). Połowę tej kwoty dołożycie jeszcze do nieszczęsnej Fritz Koli, która rozpleniła się jak widać również w Korei. Za te 27 zł macie jednak poczucie, że jecie coś prawdziwego, oryginalnego, a w dodatku jest to bardzo smaczne. Czasem warto, choć nikt wam nie zagwarantuje, że znajdziecie miejsce. Oriental Spoon dostosowało się bowiem wielkością do kleparskich budek mięsnych. Jest to malutkie, wręcz klaustrofobiczne pomieszczenie, o neutralnym wystroju. W zimie to kłopot, a w lecie zawsze możecie ruszyć na planty, dzierżąc w dłoniach pudełko pełne koreańskich specjałów. Może się zresztą spotkamy, szczególnie lubię ławeczki od strony Pijarskiej.
Wystrój: 6
Obsługa: 8
Menu: 8
Jedzenie: 9
PS. Inspirowany ostatnim Bibimbapem postanowiłem samodzielnie zrobić Kimchi. Na razie w domu niemiłosiernie śmierdzi sosem rybnym. O efektach jeszcze poinformuję.