Remis bez wskazania czyli Plac Nowy 1

Ostatnim razem opisywałem wam En Plato, o którym zewsząd słychać same pozytywy. No to tym razem coś z przeciwległego bieguna. Miejsce niemiłosiernie krytykowane przez wszystkich znajomych, którzy mieli okazję być i spożywać. Gdzie? Ano w restauracji Plac Nowy 1.

Winien wam jestem jeden akapit wyjaśnienia. Otóż Plac Nowy to dla mnie Plac Żydowski. Pod taką nazwą pamiętam go z dzieciństwa, w ten sposób mówiła o nim moja babcia i w ten sposób mówi o nim moja mama. Kiedyś już wspominałem o tych bzdurnych testach na prawdziwą krakowską mowę. Wydaje mi się, że nazwa obecnego centrum Kazimierza byłaby ciekawym elementem i testem tej „werbalnej krakowskości”.

Obecny Plac Nowy to zresztą centrum dzielnicy od całkiem niedawna. Rynkiem Kazimierza był przeca od zarania dziejów (XIV wiek) Plac Wolnica, miejsce mocno przez turystów i lokalsów niedoceniane, a wręcz zapomniane. Z drugiej strony znajduje się na nim kilka ciekawych adresów, jak choćby Nova Krova, Horai, a także wybitna piwiarnia Ursa. O Żydowskim jednak miało być i jego powstaniu. Rupieciarnię i slamsy zlikwidowana w połowie XIX wieku, „okrąglaka” postawiono w 1900 roku i od tego czasu w zasadzie plac stał się miejscem handlowym. Z dziejów, które pamiętam: w tygodniu przed południem handlowano tam żywymi gołębiami. W weekendy odbywał się pchli targ, gdzie swego czasu można było kupić wszystko: od niewybuchów z II wojny światowej przez jajka od chłopa, na kocie perskim skończywszy.

Lata lecą, czasy się zmieniają i miejsca się zmieniają. Hodowcy gołębi musieli się więc przenieść z miejsca vis a vis Zingera. Powstał tam bowiem budynek, który niektórzy chwalą za stosunkowo bezbolesną ingerencję w krajobraz, a inni krytykują, za jakąkolwiek ingerencję w krajobraz. Plac Nowy 1 to w zasadzie połączenie dwóch miejsc: restauracji z elementami piwiarni i kręgielni z elementami tejże samej piwiarni. Udaliśmy się tam z A. pewnego niedzielnego wieczora, choć – żeby być do końca uczciwym – szliśmy zupełnie gdzie indziej. Ponieważ docelowy lokal nam zamknęli musieliśmy podjąć błyskawiczną decyzję. Oboje nasłuchaliśmy się od Placu Nowym 1 samych okropieństw, ale że wolimy sprawdzać organoleptycznie sapnęliśmy: „A niech tam! Idziemy.”.

plac nowy 1

Ruch był tego dnia dosyć spory. Mam zresztą wrażenie, że to norma w tym miejscu, które z zewnątrz zachęca do wejścia, szczególnie bogatszych turystów, szukających nowoczesnego i bezpretensjonalnego lokalu w centrum zabytkowej dzielnicy. Jest więc w tym Placu ładnie, choć po uważniejszym przyjrzeniu się ścianom doszliśmy do wniosku, że drugie i trzecie wrażenie nie jest już tak pozytywne jak pierwsze. Z początku podobają się surowe cegły i nie dostrzegacie nijakiego koloru ścian. Ciekawie wygląda roślinność we wnętrzu, ale po chwili okazuje się, że najlepsze lata te miniaturowe drzewka mają już z pewnością za sobą. Zastanawia też niebezpieczny stopień w środku sali, który szczególnie raził A., bo architekci lubią się czepiać innych architektów.

Obsługa od początku okazała się wyjątkowo miła i sprawna. Po usadzeniu otrzymaliśmy menu, które może się podobać. Po pierwsze jest ładnie zaprojektowane, a po drugie dosyć treściwe. Przypomina karty dań popularnych resto-barów, stawiających na kompilację najpopularniejszych obecnie kuchni: włoskiej, amerykańskiej, japońskiej i regionalnej. Są więc pizze i makarony, a tuż obok burgery, dalej Wołowina Teriyaki, a na końcu Pierogi z kaszą gryczaną.

Ponieważ lokal szczyci się wyborem piw nie mogło również zabraknąć przekąsek typowo piwnych, jak frytki belgijskie (w Stołecznym Królewskim nie ma już innych, chyba że u króla albo klauna). Ponieważ nie mogliśmy się zdecydować na żadną przystawkę postanowiliśmy właśnie wybrać jedną z przekąsek: Tapas Plate dla dwóch osób. Następnie A. zamówiła Krewetki w Tempurze podane z warzywami w sosie teriyaki, sezamem oraz makaronem tagliatelle w sosie sojowym z ibirem. Ja poszedłem w koprodukcję amerykańsko-grecką wybierając Burgera Halloumi z awokado, sałatą, pomidorem, czerwoną cebulą w tempurze i majonezem cytrynowym. Do wszystkich burgerów przysługuje sałatka, mini-korniszony i frytki (wiecie jakie).

plac nowy 1 tapas

Zestaw tapas pojawił się na stole po niecałych pięciu minutach. W zasadzie niewiele tam do przygotowania, bo składa się z czterech miseczek, w których kolejno znajdziecie: hummus, pate z wątróbek z galaretką z porto, mus z koziego sera i pesto z suszonych pomidorów. Do tego trochę pieczywa i warzywa, czyli paski pokrojonej papryki, selera, i listki cykorii. Nie wyglądało źle, choć bardzo nie lubię podawania w restauracjach warzyw bez jakiejkolwiek obróbki, to pójście na łatwiznę, szczególnie jeśli serwuje się po jednym kawałeczku na osobę.

Co do zawartości miseczek był remis. Pate i pesto okazały się całkiem smaczne i w sumie nawet A. zjadła pasztet i nie grymasiła, co zdarza jej się permanentnie w starciu z podrobami. W musie z koziego sera nie mogliśmy doszukać się smaku, a hummus był tragiczny. I nie przesadzam w tym miejscu – musieliśmy zręcznie manipulować oliwą i przyprawami żeby go zjeść, bo suchy, bez smaku i jeszcze z grudkami ciecierzycy. Przykro mi, w dyskontach kupicie lepszy pakowany.

W niezłych nastrojach (bo aż tak źle jak wieść gminna niosła nie było) oczekiwaliśmy na dania główne. Znów nie trwało to długo i oczom naszym ukazał się (nie, nie las), a całkiem nieźle wyglądające dania. A. dostała pokaźną górę makaronu z dużymi, chrupiącymi krewetkami i przyjemnym azjatyckim sosem. U mnie natomiast pojawiła się spora porcja różnorodnego jedzenia w atrakcyjnej formie. Frytki jak frytki – belgijskie jak wszędzie. Korniszon dobry, jak to korniszon. Burger zimny z zimnym i ledwie podgrzanym serem. Halloumi fajnie zachowuje się na grillu. Można go doprowadzić do stanu bliskiego rozpuszczeniu, a on mimo to nie straci formy. Trochę jak nasz oscypek, którego krążki możecie z powodzeniem grillować długo, aż ser zacznie się ciągnąć. Ten niestety źródło ciepła widział zdecydowanie zbyt krótko przez co czułem się jakbym jadł lekko podgrzaną bułkę z serem za 39 złotych (!). Kiepski wybór. A. z kolei nie mogła powiedzieć o swoim daniu złego słowa, więc znów mieliśmy remis, jeden do jednego.

plac nowy 1 krewetki

Rachunek wyniósł 125 zł łącznie z litrowym dzbankiem lemoniady. Nie jest to mało i za taką kwotę wymagam nieco więcej. Nie jest jednak tak, że Plac Nowy 1 zasługuje na zmasowaną krytykę za całokształt. Jest to miejsce do którego z pewnością nie powstydzicie się zabrać znajomych czy gości z zagranicy. Nadaje się również na spokojną kolację we dwoje, bo i miejsce i wystrój temu sprzyjają. Warto jednak przemyśleć jakość niektórych dań. Turysta zje i już nie wróci, bo wyjedzie. Tubylec o zmarnowanym halloumi tak łatwo z kolei nie zapomni.

Plac Nowy 1

PLUSY:

  • Miła i sprawna obsługa
  • Przyjemny wystrój
  • Ciekawe i urozmaicone menu

MINUSY:

  • Bardzo nierówny poziom dań
  • Turystycznie (ze wszystkimi plusami i minusami)

Plac Nowy 1 Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato