Polityka, histeria i grochówka. WieloPole 3

Nieszczęście się stało. Znów podzielono Polaków i – jakby tego było mało – tym razem podzielono ich kulinarnie. Jak wieść gminna niesie, obrażono wegetarian, którzy teraz organizują się w mediach społecznościowych, a na pomoc wzywani są nawet gotujący eksperci. Korzystając z tej fali i ja się do wegetarianizmu odniosę, dzieląc się wrażeniami po wizycie w nagradzanej restauracji WieloPole 3.

Kiedy polityka miesza się z kulinariami zaczyna się robić zarazem i śmieszno, i straszno. Weźmy na ten przykład znaną i cenioną warszawską restaurację (nie będę wymieniał nazwy). Pojawili się w niej politycy, zaczęli się nagrywać, potem zaczęli te nagrania udostępniać i restaurację szlag trafił. Tym razem jeden minister palnął o wegetarianach to i podniosło się straszne larum: że jak to? że gorszego sortu? że są przeciwni władzy? że nie są patriotami? Na pomoc zawezwano nawet Martę Dymek, której bloga i program na Kuchnia+ uwielbiam, a książkę przeczytałem od deski do deski. I tu również wypowiedź wpisała się w ogólnonarodową histerię. Tymczasem minister opowiadał chyba (?) o ideologii, a że zrobił to z gracją słonia w składzie porcelany to mamy teraz ten cały ambaras. A wystarczyłoby, żeby ten pierwszy roztropniej dobierał słowa, a ci drudzy się niepotrzebnie nie zacietrzewiali i żylibyśmy sobie spokojnie. Mam zresztą wrażenie (graniczące z pewnością), że krakowscy wegetarianie mają większe problemy niż wypowiedź ministra spraw zagranicznych, a największym z nich jest wciąż ograniczona liczba restauracji w Stołecznym Królewskim oraz ich bardzo przeciętna jakość.

Jakiś czas temu na łamach Małopolskiego Apetytu popełniłem tekst o lokalach wegetariańskich. Plan był taki, żeby barbarzyńca wszedł do ogrodu i zobaczył, czy mu się ten ogród podoba. Wnioski były różne, w większości dla wegetarian smutne. Proponowano mi odgrzewane, pseudoindyjskie potrawy z bemarów w samoobsługowych barach, kojarzących się głównie z przydrożnymi fast foodami. Światełkiem w tunelu miało być debiutujące w tamtym okresie Wielopole 3. Pisałem o tym lokalu wówczas tak:

Zjecie tam dania, które na pierwszy rzut oka wyglądają niezwykle intrygująco, a ich nazwy kojarzą się z modnymi restauracjami propagującymi slow food. Przychodząc na późny obiad decyduję się na zestaw „dinner” i mam do wyboru dowolną przystawkę i dowolne danie główne. Wybieram Tartę tatin z kozim serem i burakami, a także Szaszłyki z tofu podawane z ziemniakami a’la frytki sałatami i winegretem. Taki zestaw będzie mnie (i was również) kosztował 18,50 zł. Bardzo uczciwa cena. Lunch dnia, który różni się od obiadu tym, że zamiast przystawki można sobie wybrać zupę, jest o 5 zł tańszy. Lubię lemoniadę więc nie trzeba mnie długo namawiać na wersję lawendową, która ma być specjalnością lokalu i rzeczywiście, jest to bardzo przyjemny napój. Mniej przyjemne jest natomiast jedzenie, do którego mam trochę zarzutów. Przede wszystkim – jak to mówią klasycy – z dużej chmury mały deszcz. Dania atrakcyjnie prezentują się w formie wydrukowanej, a mniej atrakcyjnie na talerzu. Tarta była miękkim stosem buraków, które zupełnie straciły kontakt z rozmoczonym ciastem. Smakowo danie nie wypada źle, ale nie tego oczekujecie od wegetariańskiej przystawki za 10,50 zł. Z szaszłykami było nieco gorzej, bo tofu zupełnie się w nich nie broni. Żeby się obroniło trzeba mu bowiem nadać jakiś smak, którego samo przecież nie posiada. (…) Na pierwszy plan wychodzą więc dodatki. Sałatkę zjecie chętnie i będziecie pewnie żałować, że i jej i ziemniaków nie dostaliście ciut więcej.

Powyższa recenzja nie należy do najbardziej entuzjastycznych. Cóż, może ten barbarzyńca nie potrafił odnaleźć się w wegetariańskim ogrodzie z wyższej półki? Żeby to sprawdzić udałem się na Wielopole jeszcze raz, tym razem z A., która od zawsze utrzymuje, że mogłaby w ogóle nie jeść mięsa. Skłonny byłbym się z tym zgodzić przy założeniu, że codziennie dostarczano by jej ciężarówką pierogi ruskie, które z powodzeniem mogłyby stanowić całodzienne menu.

Poszliśmy niedługo po świątecznym obżarstwie, więc krótki mięsny detoks wydawał się jak najbardziej wskazany. Na pierwszy rzut oka lokal wygląda dokładnie tak, jak go zapamiętałem. Jasne drewniane stoliki i krzesła szczelnie wypełniają piwniczną przestrzeń. Gdzieś zniknęły obrusy, a ich miejsce zastąpiły papierowe podkładki. Są też tablice, na których misternie wypisano kilka specjalnych propozycji spoza menu. O dziwo, cześć z tych treści pojawiła się wyłącznie w języku angielskim, co zaczyna mocno niepokoić. Z przerażeniem odkrywam ostatnio wyjątkowy niedobór polskojęzycznych szyldów w centrum miasta, na co pewnie jeszcze kiedyś ponarzekam.

Menu również uległo pewnym modyfikacjom, a w zasadzie poważnemu uszczupleniu. Nie ma już zastawów obiadowych, pozostały jedynie lunchowe. Możecie więc wybierać z kilku pozycji, wśród których znajduje się jedna lub dwie zupy i kilka dań oznaczonych jako przystawka lub danie główne. Z drugiej strony nie ma co narzekać, bo lista dań wydaje się raczej kompletna, a każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

A. od razu postanowiła spróbować Tagliatelle z marchewki z avocado, pomarańczą i rukolą jako przystawkę i Risotto z kozim serem, suszonymi pomidorami, glonami wakame i rukolą w ramach dania głównego. Ja z początku nastawiłem się na Terrinę z czerwonego buraka z mango i kozim serem, galaretką z agaru podawaną z musem z zielonego groszku i spiruliny, ale okazało się, że tej pozycji akurat zabrakło. W związku z tym postawiłem na wegetariańskie wydania polskiej tradycji: Zupę grochową z marchewką, batatami i kurkumą oraz Pulpety z kaszy gryczanej podawane na musie z pieczonego buraka z chrzanem i z sałatami. Dodatkowo wybraliśmy dwa dziwaczne napoje: Malinowe mohito i Lemoniadę z tamaryndowca. Pierwszy był całkiem smaczny, kojarzący się z latem i wakacjami. Drugiemu zdecydowanie zabrakło słodyczy, bo sam tamaryndowiec przecież wyjątkowo kwaśny jest.

Przystawki pojawiły się dosyć sprawnie. Zupa niestety nie wyglądała zbyt okazale. Naszym zdaniem powinno jej być zdecydowanie więcej, szczególnie, że nie była również zbyt treściwa. Smakiem z pewnością wegetariańska grochówka się obroniła ale przy wielkiej misie wypełnionej marchewką, którą postawiono przed A., wyglądała licho. Z tą michą marchewki było niestety odwrotnie – wyglądała słusznie, ale była to rzeczywiście micha surowej marchewki. Może i jakoś te warzywa marynowano, ale trwało to zdecydowanie zbyt krótko i ową marynatę musieliśmy sobie jedynie wyobrazić. Jako surówka do dania głównego taka propozycja byłaby całkiem przyzwoita ale na przystawkę to zdecydowanie za mało.

zupa-wielopole-3

tagliatelle-wielopole-3

Dania główne niestety również rozczarowały. Risotto wyszło nie najlepiej. Konsystencja nie ta, zdecydowanie bliższa chińskim ryżom z warzywami niż włoskim, kremowym pierwowzorom. Sam ryż był z kolei trochę zbyt surowy na co A. strasznie narzekała. Pulpety także miały problemy z konsystencją. Na pierwszy rzut oka wyglądały zachęcająco, ale rozpadały się przy najlżejszym nawet dotknięciu. Mus z buraka okazał się ćwikłą z chrzanem, a sałacie zabrakło sensownego dressingu. Ogrom bólu łagodził jednak estetyczny sposób podania, tak rzadko spotykany w wegetariańskich restauracjach. Na uwagę zasługuje także bardzo miła i sprawna obsługa, spotykana w wege-lokalach jeszcze rzadziej.

pulpety-wielopole-3

Ciężko mi jednoznacznie ocenić ten lokal. Z jednej strony po raz kolejny zawodzi jedzenie, które zdecydowanie lepiej wygląda (na papierze i na talerzu) niż smakuje. Z drugiej strony mamy do czynienia z restauracją, która próbuje zaserwować wegetarianom inny, lepszy standard dań i inny, lepszy standard obsługi. Za to należą się właścicielom ogromne brawa i trudno z takim podejściem nie sympatyzować. Wracając jednak do minusów nie mogę przejść obojętnie nad faktem, że zapłaciliśmy nieco ponad 60 zł i wyszliśmy głodni. Dla porównania, kilka dni później odwiedziliśmy po raz kolejny restaurację Pod Norenami, gdzie dania okazały się być bez zarzutu, a ich ilość przerosła nasze możliwości.

WieloPole 3, Wielopole 3

PLUSY:

  • Miła i sprawna obsługa
  • Ciekawe, kompletne menu wegetariańskie
  • Jakość restauracyjna w lokalu wegetariańskim

MINUSY:

  • Dania bez wyrazu
  • Niewielkie porcje

 
Wielo Pole 3 Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato