W Turcji nieszczęśliwie zakochani

Polska krajem upadłym jest. Nie doceniamy dziczyzny z Wielkopolski, źle się odżywiamy (co niechybnie doprowadzi nas wszystkich przed oblicze kardiologa) i – o zgrozo! – nieszczęśliwie zakochaliśmy się w Turcji.

Tomasz Lis postanowił być na czasie i pogadać o jedzeniu. Wiadomo – programy kulinarne są ostatnio na topie, sponsorzy walą drzwiami i oknami, a pierwsza polska restauracja doczekała się gwiazdki Michelina. Pomysł się więc narodził, trochę gorzej z wprowadzeniem go w życie. O gastronomii można przecież lekko, łatwo i przyjemnie – wystarczy zaprosić ciekawych gości i rozmowa jakoś się przecież potoczy. Tak redaktor wykoncypował i dwójkę barwnych gości zaprosił.

Wojciech Modest Amaro, który w Polsce guru kulinarnym winien być i basta. Dobry wybór, bo i dokonania za panem Wojciechem stoją i ciekawe, co też nasza gwiazda ma do powiedzenia. To pierwszy rozmówca. Drugim gościem, a jakże, Magda Gessler. Tym razem samozwańcze guru kulinarne, bezustannie wyciskające ostatnie soki ze scenariuszy brytyjskich programów kulinarnych. Kreatorka smaku, stylu, ekspert od fotografii, ekonomii i życia w rodzinie.

Zaczęło się od lamentów i na lamentach się skończyło. Było o braku świadomości żywieniowej wśród Polaków, którzy korzystają z hipermarketów, a to zło wcielone przecież. Nie mamy nawet pojęcia, że gdzieś w Wielkopolsce gospodarz sam poluje i oprawia dziczyznę! Mam nadzieję, że złem jest również market, którego produktów rzekomo używali uczestnicy polskiej wersji kulinarnego show, a którymi tak zachwycała się przecież przewodnicząca rady sędziowskiej. Wspomniał o tym zresztą Wojciech Amaro, co spotkało się z – udawanym bądź nie, sam nie wiem co gorsze – oburzeniem Magdy Gessler.

Dalej było jeszcze ciekawiej. Oto bowiem zdiagnozowano nieustającą miłość Polaków do kebaba. Okazuje się, że tęsknimy za Turcją, przez co zawsze, na rauszu większym lub mniejszym, pędzimy po rzeczonego kebaba. Faktycznie, za każdym razem, kiedy zdarza mi się ciut zasiedzieć przy kilku głębszych myślę sobie o Błękitnym Meczecie i wschodzie słońca nad Bosforem, a żeby doświadczyć wewnętrznego głosu Muezina czym prędzej biegnę do najbliższej „kebabiarni”. Fakt, że do wyboru mam papierowe hamburgery albo kebaba, a głodny jestem zwykle jak cholera, nie ma tu jednak nic do rzeczy. Amaro znów ruszył z odsieczą, nieśmiało zauważając, że Polacy nie mają specjalnie ochoty na spożywanie schabowego z kapustą w restauracji, bo lepszego zrobi im prawdopodobnie żona, matka, a już na pewno babcia. No cóż Panie Wojciechu, błądzić jest rzeczą ludzką.

Ponieważ nie chcę być opacznie zrozumiany, napiszę wprost: kababy kiepskim jedzeniem są. Mają jednak kilka zalet: są duże, tanie, mają bułkę, mięso, warzywa i szybko je robią. Podziwiam pana Wojciecha za upór, z jakim przemierzał Polskę w poszukiwaniu najlepszych produktów do swojej restauracji, ale zejdźmy na ziemię. Przeciętny Polak pracuje osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Ostatnią rzeczą o której myśli jest spacerowanie po okolicznych bazarach, w poszukiwaniu naturalnych produktów, a później spędzaniu kolejnych godzin na przygotowywaniu posiłków. Wiem, bo sam tak często robię, ale podobnych wariatów spotykam rzadko, albo wcale.

Korzystam również w dobrodziejstw hipermarketów, choć nie kupuję przeterminowanych produktów (co według tajemnego źródła Magdy Gessler robi ponoć spora grupa Polaków). Może są w marketowych produktach jakieś związki, których nazw nie śmiem wymienić (choć efektownie zdałem  normalnie, a nie tracić mnóstwo czasu i pieniędzy na operacje zakupowe zalecane przez kulinarnych ekspertów.

Wyprzedzając zarzuty napiszę otwarcie, że nie wiem co zrobić, żeby kupować i jeść lepiej. Nie wiem co zrobić, żeby popularyzować produkty regionalne. Nie wiem co zrobić, żeby znaleźć czas na kupowanie wszystkiego „od chłopa” i cieszyć się kuchnią, taką jak kiedyś. Wy jednak, drodzy eksperci, też tego nie wiecie. Skończcie więc opowiadać truizmy i nie zawracajcie ludziom głowy pomysłami na Ministerstwo Żywienia, które zaproponowała Magda Gessler, a Wojciech Modest Amaro taktownie pominął milczeniem. I za to należą mu się podziękowania i gorące brawa.