Dzieci, dobre jedzenie i fajne drzewka w Pino Garden

Rzadko bywam w miejscach popularnych wśród rodzin z gromadką dzieci. Jeśli dorobię się własnej sytuacja zapewne się zmieni. Czasem jednak zdarza się, że na obiad umawiamy się ze znajomymi, którzy te dzieci posiadają. W ten właśnie sposób odkrywam miejsca fajne, takie jak Pino Garden, młodszego brata Pino z Placu Szczepańskiego.

Oryginalne Pino poznałem już jakiś czas temu i nawet wam to opisałem. Było to całkiem przyjemne doświadczenie, choć bez specjalnych fajerwerków i z delikatnymi wtopami. Moją uwagę zwrócił wtedy przede wszystkim świetny wystrój i przyzwoita obsługa. In minus oceniłem z kolei niedoróbki w podanych daniach. Drugie podejście miało miejsce przy okazji kolacji prasowej, na którą zaproszono mnie jakieś pół roku temu, a swoje wrażenia opisywałem tutaj. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszałem o powstającym młodszym bracie: Pino Garden.

Mieści się toto przy błoniach, tuż obok boiska (dajmy spokój ze stadionem) Juvenii. Wystrój ponownie zachwyca, bo nie dość, że przestronnie i jasno, to jeszcze lekko industrialnie i różnorodnie. No modnie tak w tym Pino Garden, trzeba przyznać. Szczególnie podobały mi się karłowate drzewka, ulokowane bodaj w każdej sali. Z racji powierzchni i lokalizacji miejsce sprzyja niedzielnym obiadom z dziećmi. Skombinowaliśmy więc z A. znajomych z jedną małoletnią sztuką i – po uprzedniej rezerwacji – udaliśmy w piątkę się na niedzielny obiad.

Gości było sporo więc i obsługa miała pełne ręce roboty. Na szczęście menu znajduje się na stole (w tej papierowej, jednorazowej formie z fikuśnymi sekcjami przypominającymi stronę z gazety) i mogliśmy szybko przystąpić do studiowania. Zimno było więc każdy postanowił skonsumować ciepłą zupę. A. zamówiła Krem z marchewki i pora z kawałkami boczku z patelni z bazylią, posypką z ziemniaków truflowych. Też miałem ochotę na to danie, ale żeby nie dublować wybrałem Zupę rybną z mulami, krewetką i filetem z dorsza i łososia. Towarzysze uzupełnili ten zestaw drugą porcją kremu z marchewki i Kremem pomidorowym z pesto bazyliowym, mozarellą i grzankami z menu sezonowego. Zamówiliśmy więc wszystkie zupy, które tego dnia były dostępne.

Z daniami głównymi nie było już tak prosto. W karcie jest bardzo różnorodnie i pewnie każdy znajdzie coś dla siebie, a narzekać możecie jedynie na kłopot bogactwa. Ostatecznie zamówiłem Królika, szerzej opisanego jako comber, udko i wątróbka z królika sous vide, ziemniaki ze szpinakiem w cieście filo, zasmażana biała kapusta, bób, borowik, marynowana cebula z patelni. Swoją drogą zastanawia mnie ta maniera wyliczania wszystkich składników dania już na etapie menu, niebawem dojdziemy do tego, że w opisie pojawi się pieprz i sól. Poza uszatym ssakiem na zamówienie złożyły się jeszcze: Makaron z borowikami (borowiki, por, boczek wędzony, pecorino), Kurczak kukurydziany supreme (filet z kurczaka sous vide, zielone pęczotto, pappardelle z cukini, groszek cukrowy, sos winno-śmietanowy, puder z ziemniaka truflowego) i Burger klasyczny (100% wołowiny, cheddar, pomidor, ogórek konserowy, cebula, sos majonezowo-pomidorowy, frytki). Młody dostał Krem z pomidorów i karotki (podobno całkiem dobry).

pino-garden-2

Na pierwsze dania przyszło nam czekać rozsądne 15 minut. Od razu zwracały uwagę spore talerze i dosyć słuszne porcje. Ku mojej rozpaczy najmniej okazale prezentowała się niestety zupa rybna, w której pływało wiele, ale w niewielkiej ilości. Smak był jednak całkiem w porządku, A. zgłaszała nawet, że lepsza niż ostatnio w Zenicie. Mnie brakowało jeszcze bagietki. Tak jakoś się na wakacjach nauczyłem, że do owoców morza powinna być czosnkowa bagietka, a tu rozczarowanie. Pozostałe trzy zupy wyglądały świetnie i smakowały też nieźle (tak wnioskuję z relacji na żywo). Myślę, że w Pino Garden mogliby pokusić się o rozszerzenie propozycji zup, bo dobrze im wychodzą.

pino-garden-7

pino-garden-1

Drugie dania również wywołały ochy i achy. Ponownie zacznę od siebie i tym razem napiszę, że królik i smakował i wyglądał. W zasadzie ciężko się do czegokolwiek przyczepić, nawet wielkość porcji była idealna i powinna zadowolić najbardziej wygłodniałych klientów. Podobnie zresztą z makaronem, który jednak mógłby być nieco bogatszy w borowiki, a mniej zasypany boczkiem. Choć z drugiej strony – boczuś lubimy, boczuś zawsze na propsie! Relacje na temat kurczaka i burgera były podobne, a to pierwsze danie dodatkowo wyglądało ślicznie i intrygująco, przede wszystkim za sprawą zielonego pęczotto. Dobry przykład jak ze zwykłego kurczaka wycisnąć odrobinę więcej i przepędzić wieczną nudę.

pino-garden-8

pino-garden-6

Z rozpędu zamówiliśmy jeszcze desery. Dziewczyny solidarnie postawiły na Tiramisu wiśniowe (i znów wyjasnienie: krem z mascarpone, aromat wiśniówki, sos wiśniowy). Panowie natomiast mniej owocowo. Dla mnie Brownie (ciastko mocno czekoladowe z burakami, sorbet z buraka), a dla towarzysza Parfait orzechowe (lodowy deser z orzechami, sos jagodowy, świeże owoce). Próbowałem wszystkich trzech deserów. Najbardziej smakował mi mój, ale był tam burak czyli wynik się nie liczy. Zawsze najbardziej smakuje mi danie, w którym jest burak.

pino-garden-3

pino-garden-4

I to by było na tyle z wizyty przy Błoniach. Rachunek z napojami dla pięciu osób (w tym jednej mikro-osoby) wyniósł rozsądne 250 zł wraz z piwem, lemoniadą i dwoma herbatami. A to wszystko trwało bez mała dwie godziny w miłych okolicznościach przyrody. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do pompatycznej otoczki, która niekoniecznie koresponduje z rzeczywistością. Nie jestem zwolennikiem mieszania ideologii z jedzeniem, tym bardziej, jeśli na ścianie pisze się o lokalności i tradycji, a w menu rybnym figurują same propozycje słonowodne, bez choćby jednej ryby naszej, lokalnej. Ot, łyżka dziegciu w dziewięciu akapitach miodu.

pino-garden-5

Pino Garden, Na Błoniach 7

PLUSY:

  • Świetny wystrój
  • Fajne karłowate drzewa
  • Znowu wystrój
  • Ładnie podane dania
  • I smaczne te dania

MINUSY:

  • Zbyt mały wybór zup i dań lokalnych

PINO Garden Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato