Miało być wegetariańsko i będzie wegetariańsko. Aby jednak nie rzucać się od razu na głęboką wodę zwiedzanie bezmięsnych lokali postanowiłem rozpocząć od miejsca, w którym już kiedyś byłem. Przypadkiem raczej tam nie traficie, bo lokalizacja bardzo oryginalna. Jak cała knajpka zresztą.
Rok: 2012
Żurek krakowski a piłka nożna
Miało być o pewnym barze wegetariańskim, ale nie będzie. Potrzeba matką tekstów i stąd szybka zmiana planów. Czasem zdarza mi się bowiem nie wierzyć w piękno piłki nożnej.
Bez mięsa da się żyć?
Jest plan: nie jeść mięsa. Tylko czasem, ale jednak. Nie pamiętam już dnia, kiedy mój jadłospis nie zawierałby jakiegoś zwierza i w tym miejscu zaznaczam, że jestem ortodoksyjny: moim zdaniem ryba to też zwierzę. Ani quasi-wegetarianie, ani inni euroentuzjaści nie przekonają mnie, że tak nie jest. Aha, rybą nie jest z kolei ślimak, co ktoś…
Trochę Lwowa pod Wawelem
Jak do tej pory udało mi się odwiedzić Ukrainę dwukrotnie. Ostatnim razem, korzystając z dobrodziejstw tanich linii lotniczych zawitałem do Kijowa – miasta, które może się poszczycić lepszą renomą, niż na to w istocie zasługuje. Poza urzekającymi socrealistycznymi stacjami metra uwagę w ukraińskiej stolicy zwraca stężenie czarnych Mercedesów G na metr kwadratowy. Więcej ich chyba…
Na Rękawce z podpłomykiem
Święta, święta i po świętach. Od dawna już uważam Święta Wielkanocne za ten powszechny typ świąt, które polegają w zasadzie wyłącznie na jedzeniu. Może i jestem wcieleniem belzebuba, jednak badania świadomości społeczeństwa polskiego często pokazują, że uwielbiamy świętować, ale tak w zasadzie to nie do końca wiemy co akurat świętujemy.
Boeuf bourguignon czyli wieś polska po francusku
Posiadanie rodziny na wsi niesie za sobą wiele pozytywnych konsekwencji. Po pierwsze, bywasz zapraszany na wesela, które choć momentami przypominają słynny film Wojciecha Smarzowskiego.
Korek na Czystej
Teoretycznie to trasa przelotowa dla studentów AGH na Rynek więc powinny się nią przechadzać tłumy. Z drugiej strony – po cóż studenci AGH mieliby w ciągu dnia chodzić na Rynek? Nie chodzi bynajmniej o to, że uważam ich za dzięciołów ślęczących jedynie w podręcznikach i nieczułych na te metafizyczne uroki stolicy polskiej kultury. Wręcz przeciwnie!…