Niezbyt często opisuję wam sushi bary. Wynika to przede wszystkim z faktu, że w moim odczuciu niezbyt się od siebie różnią. Menu większości jest przewidywalne, a jakość przygotowanych rolek zbliżona. Chwalebnym wyjątkiem jest Youmiko, jeden z dinozaurów krakowskiego rynku surowej ryby.
Kilka lat temu podchodziłem do ryżowych rolek ze znacznie większym entuzjazmem. Wpisywało się to w krakowski sushi-boom, gdy najróżniejsze bary wciskały się w każdą wolną garsonierę Starego Miasta. Potem okazało się, że ilość nie idzie w parze z jakością, a sushi bary – jak plemniki – powoli wymierały, zostawiając miejsce najsilniejszym i najwytrwalszym. Kilka lat później zacząłem odwiedzać A. w Londynie i zorientowałem się, że brytyjskie sieciowe samoobsługowe sushi bary w rodzaju Itsu i Wasabi nie różnią się w zasadzie od drogich restauracji w Stołecznym Królewskim. Entuzjazm zupełnie już opadł.
Jest jednak w Krakowie kilka chwalebnych wyjątków, a wręcz miejskich bohaterów, wśród których zasłużone miejsce zajmuje Youmiko. Pierwszy lokal (o ile się nie mylę) otwarto kilka lat temu przy Szczepańskiej. Zmienne koleje losu spowodowały, że autorski bar przeniósł się na drugą stronę Starego Miasta, aż na Józefa. Od zawsze w Youmiko serwowano sushi inne, oryginalne, niepodobne do pozostałych. W menu chwalą się, że oferują połączenie tradycji japońskiej i zachodniej w autorskim wydaniu, co w dużej mierze jest prawdą i nic się w tym względzie nie zmieniło.
Ruszyliśmy z A. na kolację w środku tygodnia naiwnie wierząc, że z miejscami nie będzie problemu. Mikroskopijny lokal pękał w szwach, a przy trzech stolikach ciężko nawet o dostawkę. Gdy już podjęliśmy decyzję o szybkiej ewakuacji okazało się, że oto zwolniły się dwa krzesła przy barze. Oglądać przygotowywanie jedzenia lubimy więc ciasnota nie sprawiała w tym wypadku większego problemu.
Menu w Youmiko wymyka się schematom, znanym z innych sushi barów. Macie pozycje klasyczne i oczywiste, które umieszczono na liście Sushi a la carte. Nie zawracaliśmy sobie nim głowy, ponieważ akurat to miejsce skłania do eksperymentów pod nazwą Omakase. Są to zestawy degustacyjne, przygotowywane z najświeższych aktualnie składników według „widzimisię” sushi mastera. Do wyboru macie kilka zestawów dla jednej lub dwóch osób. Zdecydowaliśmy się na 30 sztuk (9 różnych pozycji) dla dwójki za 115 zł (menu na niebieskim portalu ma nieaktualne ceny – wypada za to skarcić). Do tego dwie zupy Miso, bo zimno było, a dodatkowo A. jest wielką fanką owej wody z wodorostów.
Na zamówienie przyszło nam chwilę poczekać. Dwóch panów uwijało się jak w ukropie, ale rzeczywistość zawsze weryfikuje nawet najlepsze chęci. Po kilkunastu minutach pojawiły się miseczki z zupą i powiem wam, że było to chyba najlepsze miso, jakie zdarzyło nam się jeść. Przede wszystkim bardzo słone, co – moim zdaniem – znakomicie uzupełnia smak umami. Nie było mowy o mdłym, rzadkim wywarze. Świetny początek i ogromne oczekiwania tego, co przyjdzie dalej.
Następnie otrzymaliśmy własną deseczkę, dwa zestawy wasabi i marynowanego imbiru oraz miseczki na sos sojowy. Dalej opiszę to, co udało mi się zapamiętać i wyguglować, bo tego dnia wolałem jeść zamiast doktoryzować się nad składem talerza. Najpierw na deseczce wylądowały dwie porcje Nigiri z okoniem morskim i startą skórką z limonki. Świeża ryba broni się sama więc ciężko napisać o tej propozycji coś złego. Następnie pojawiły się niespotykane Temari sushi z pstrągiem i słodkim sosem. Wyglądały uroczo i tak też smakowały. Dalej dwa zestawy Gunkan maki ze szpinakiem oraz edamame i marynowaną cebulką. Szczególnie pierwsza kombinacja przypadła nam do gustu, pewnie dlatego, że było to nasze pierwsze doświadczenie ze szpinakiem w rolkach. Na koniec pierwszego etapu otrzymaliśmy „torcik” czyli sushi z łososiem i tatarem z łososia oraz Uramaki z pstrągiem i migdałami.
Po początkowych fajerwerkach nastąpiła chwila wyciszenia i na deseczce wylądowało Hosomaki z marynowaną rzodkwią i awokado w liczbie sztuk sześciu. I bardzo dobrze, że wylądowało bo marynowaną rzodkiew lubimy i szanujemy. Dalej już „na bogato”. Były Futomaki z cukinią w tempurze i drugi zestaw z krewetką w tempurze i mango. O dziwo, ta ostatnia propozycja najmniej spodobała się A., coś pomarudziła, że nierówno zwinięte i w jej kawałkach mało było mango. Ja lubię tempurę i więcej do szczęścia nie potrzebowałem.
Odbyliśmy w Youmiko dwugodzinną wycieczkę przez umysł sushi mastera i był to bardzo, bardzo fajnie spędzony czas. Rachunek – jak to zwykle w sushi barach bywa – nie był niski. Za powyższy zestaw, napój z aloesu i mrożoną zieloną herbatę Soti (doskonała!) zapłaciliśmy 159 zł. Pewnie gdzieś da się taniej ale tu rodzi się pytanie: czy idąc na sushi wolicie standard sklepowych pudełkowanych zestawów czy coś oryginalnego i niespotykanego? Ja stawiam na to drugie i dlatego znów wybiorę Youmiko (pewnie z wcześniejszą rezerwacją miejsca).
Youmiko, Józefa 2
Plusy:
- Luźna atmosfera i brak patosu
- Niespotykane i nieortodoksyjne zestawienia
- Wyjątkowo smaczna zupa miso
Minusy:
- Ciasno
- Uwaga na brak możliwości płacenia kartą