Główny bohater w Browarze Lubicz

Mam przed sobą kolosalną przyszłość. Jeszcze kilka lat temu uważano mnie za najprostszego, a wręcz prymitywnego. Z biegiem czasu zyskuję jednak na znaczeniu. Zaobserwujecie to zarówno na sklepowych półkach jak i w powstających jak grzyby po deszczu specjalistycznych barach i restauracjach. Najnowszym tego typu przybytkiem jest Browar Lubicz, ulokowany w dosyć ekskluzywnym rejonie loftów, nieopodal Dworca Głównego.

Lokal zajmuje trzy kondygnacje budynku przy ulicy Lubicz 17. Poziom 0 zarezerwowany jest dla restauracji, podzielonej na część dla palących i niepalących. Poziom -1 to dwie obszerne sale, sprzyjające przede wszystkim popijaniu lokalnych trunków. Poziom +1 to z kolei efektowna sala, w której znajdzie się miejsce dla przeszło stu gości.

Pojawiłem się na stole dosyć szybko, w towarzystwie pszenicznego kolegi. Siedziała tam już dwójka gości, delikatnie kręcąc nosem na kartę dań, która ich zdaniem była wyjątkowo duża i niepraktyczna. Podsumowali to chyba jakoś tak: ktoś miał oryginalny pomysł ale zapomniał, że pewne rozwiązania przede wszystkim muszą być praktyczne, a menu które po rozłożeniu zajmuje cały stół do takich z pewnością nie należy. W ogóle podsłuchiwałem jednym uchem, więc wszystkiego nie wyłapałem. Przekażę wam jednak mniej więcej to, co udało mi się wyłapać.

Ponarzekali więc trochę, ale za to z uznaniem wypowiadali się o wystroju, które zakwalifikowali do grupy ładnych i nowoczesnych. Podobno dosyć zgrabnie zaadaptowano styl browarniczo-fabryczny do eleganckiego wnętrza. Ja tam w sumie nie wiem, innych wnętrz raczej nie znam. Ci ludzie mówili jednak, że jest jeszcze nieco sztucznie, ale pewnie się to zmieni, kiedy nowe miejsce okrzepnie i nabierze bardziej swojskiego charakteru. Jakaś A. narzekała jedynie na plastikowe ramki okien, które nie pasują ponoć do reszty wnętrza. Wywnioskowałem, że ma coś wspólnego z architekturą, pewnie dlatego taka przemądrzała.

Dyskutowali tak dosyć długo i już myślałem, że nigdy mnie nie spróbują. Szczególnie rozsierdzał fakt, że najpierw testowali słód pszeniczny, który zawsze stawiany jest obok mnie w małych miseczkach. Na niego zresztą też ponarzekali, bo ponoć za słodki. Tak jakby nie mogli najpierw zapoznać się ze mną, a dopiero potem próbować niezbyt wyszukanego dodatku, który faktycznie trochę do mnie nie pasuje. Powinien być słony i wtedy udałoby się zachować równowagę w przyrodzie. Później w końcu spróbowali mnie. Ach, cóż to była za chwila! Z uznaniem pomachali głowami, doceniając moją klasę, choć – jak sami przyznali – ekspertami nie są. Potem wreszcie zaczęli zamawiać.

browarlubicz-slod

Ona zdecydowała się na Majerankowy barszcz czerwony na zakwasie z pierożkami mięsnymi i Pstrąga ojcowskiego wędzonego, podanego na ciepło, z dodatkiem migdałów i warzyw duszonych na klarowanym maśle. On poszedł drogą kulinarnych standardów, zamawiając Zupę piwną z twarogiem krakowskim i słodem oraz Maczankę krakowską w sosie jarzębinowo-cebulowym z prażonym kminkiem. Na zamówienia czekali na szczęście bardzo długo, dzięki temu znów pojawiłem się między nimi. Byli trochę poirytowani i głodni, ale przynajmniej spędzili kolejne minuty w moim towarzystwie, a przecież o to w browarze chodzi, prawda? Zupy zostały im podane w temperaturze najwyżej letniej, a zważywszy na długi czas oczekiwania zupełnie nie mogli tej sytuacji zrozumieć. Barszcz ponoć nie był zły, choć zarówno kolor jak i smak mogłyby być intensywniejsze. Zupa piwna okazała się z kolei piekielnie słodka, czego nie zniwelowały nawet kosteczki bardzo przeciętnego twarogu, który rzekomo wyglądał jak tani sklepowy serek w kostce.

browarlubicz-zupa-piwna

browarlubicz-barszcz-czerwony

Dania główne przyniesiono nieco szybciej niż zupy. Tym razem mówili, że były w odpowiedniej temperaturze. Niestety niewiele im to ponoć pomogło. Ryba to w końcu wędzony pstrąg, który został delikatnie podgrzany, obsypany migdałami i garścią warzyw. Czas przygotowania takiego specjału w domowych warunkach wyniósłby pewnie jakieś pięć minut, nie licząc spaceru do sklepu po wędzonego pstrąga. W Browarze Lubicz życzą sobie za to danie 38 złotych. Uznali, że nie warto, choć zapomnieli widocznie, że dzięki temu mieli okazję przebywania w moim znakomitym towarzystwie!

Nienajlepsze wrażenie zrobiła na nich również maczanka. Rozkładając to danie na części pierwsze otrzymujemy: bułkę, plastry pieczeni, które z powodzeniem kupicie w pierwszym lepszym supermarkecie, sos i łyżeczkę kminku. Również takie danie można przygotować w domowym zaciszu w ciągu pięciu minut z gotowych składników. Jedynie sos może przysporzyć delikatnych problemów i on w tym daniu jeszcze się obronił. Nie byli specjalnie zadowoleni, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo po raz trzeci pojawiłem się na ich stole. Dopiero wtedy poczułem się faktycznie doceniony, odpowiednio do mojego wdzięku i uroku osobistego, a także gęstej piany i pięknego koloru. Tego się nie da zapomnieć!

browarlubicz-ryba

Na koniec zamówili jeszcze deser. Na pół, bo zgodnie uznali, że trochę nadużyli mojego towarzystwa a i porcje były dotychczas bardzo obfite, choć ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Zdecydowali się więc na Racuchy piwne z jabłkami, cynamonem i sosem waniliowym. To danie akurat chwalili, choć nie znaleźli w nim nic powalającego.

browarlubicz1 deser

Na rachunku pojawiła się finalna kwota 98 zł za samo jedzenie. Mnie nieco nadużyli, dlatego dodatkowej ceny w tym miejscu nie będę wspominał. Uznali jednak, że kuchnia nie jest warta wydanych pieniędzy, ale warto się do Browaru Lubicz pofatygować, bo można w nim spotkać mnie, a ponoć spełniam oczekiwania.

Browar Lubicz, ul. Lubicz 17 J

PLUSY:

  • Wielkość (lokalu i porcji)
  • Wystrój
  • Lokalne piwa

MINUSY:

  • Jakość potraw
  • Długi czas oczekiwania

Browar Lubicz Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato